Dz 25,13-21; Ps 103; J 21,15-19
Nie ma miejsca, w którym Pan nie chciałby zadziałać i objawić swojej obecności. Nawet sytuacje pozornie pogmatwane i dalekie od traktowania Jego obecności w sposób konkretny, stają się miejscem, w którym ukazuje swoją miłość.
Dziś w lekturze pierwszego czytania staje przed nami urzędowa relacja Festusa, wysłannika Rzymu do Palestyny. Właściwie, gdyby wsłuchać się w treść tego listu, sporządzonego zgodnie ze standardami prawa rzymskiego i korespondencji rzymskiej, można by było zapytać: Dlaczego na koniec tego listu czytamy: Oto Słowo Boże, przecież jest to zwykłe urzędowe pismo? A jednak…
Festus zdaje relację z sytuacji, w jaką został wprowadzony w związku z osobą Pawła. Pamiętamy z rozważań poprzednich dni, że Paweł zostaje w kajdanach zaprowadzony do więzienia, następnie staje przed sądem, gdzie Pan broni go za pośrednictwem jego wrogów. Dzisiaj król żydowski Agryppa i jego żona Berenike przybywają do Cezarei powitać Festusa. W tej relacji, zanotowanej przez św. Łukasza, autora Dziejów Apostolskich, pojawia się właśnie ten list. Festus chwali się swoją umiejętnością rozwiązywania sporów, mówi o wierności i kompetencjach, którymi wykazał się względem Cezara, pisząc: "Rzymianie nie mają zwyczaju skazywania kogokolwiek na śmierć, zanim oskarżony nie stanie wobec oskarżycieli i nie będzie miał możności bronienia się przed zarzutami". Festus chce błyszczeć i błyszczy. Pragnie przecież zachować przynajmniej pozory współpracy z Żydami, z których terytoriów, ziem, czerpie ogromne profity.
Gdzie tu mowa o Chrystusie, gdzie tu jest głoszenie Chrystusa? W osobie Pawła z pewnością tak, w jego nauczaniu, docierającym do uszu Festusa i we wzmiance, zanotowanej przez tego urzędnika. Mieli z nim tylko spory o ich wierzenia i o jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje. Niby wzmianka od niechcenia, jednak i w tych warunkach jest miejsce do objawienia się imienia Chrystusa, imienia naszego umiłowanego Pana.
Nie ma sytuacji, nie ma okoliczności, w których Pan nie mógłby się objawić – nawet pozornie od niechcenia pisany list staje się miejscem, w którym Bóg jest obecny. Nie ma przypadkowych zdarzeń – słyszymy o tym niejednokrotnie – i dobrze, że dzisiaj Dobre Słowo ponownie tę prawdę stawia przed naszymi oczami. Cokolwiek się dzisiaj stało, nie było żadnego przypadku. Cokolwiek się dzisiaj wydarzyło, nie było żadnego zdarzenia, które miało znamiona jakiegoś fatum, ślepego losu – wszędzie był obecny Pan. W tej chwili też jest obecny, kiedy pochylamy się nad Jego Słowem.
Paweł, który sprowadza i głosi Pana Żydom, teraz też Rzymianom jako obywatel rzymski, nie chciał być tylko i wyłącznie pod sądem namiestnika Festusa, dlatego odwołał się do wyroku Cezara. Uda się do Rzymu, aby tam zostać przesłuchanym wobec najdostojniejszego, jak go określił Festus. Nie ma miejsca, gdzie Pan byłby nieobecny. Wczoraj zapewnił Pawła: Nie tylko tu, ale i w Rzymie będziesz świadczył o Mnie.
Razem z psalmistą powinniśmy być spokojni o naszego Pana, powinniśmy być spokojni o naszego Boga, który utwierdził tron swój na niebiosach, który czuwa nad wszystkim, który wie, co się dzieje, którego nie da się oszukać, naciągnąć pozorem, nie da się Go naciągnąć łzami, ale który ogromnie szanuje odruch ludzkiego serca, który nie gardzi tym, co człowiek przeżywa, bo nie ma miejsca, w którym on nie chciałby być obecny.
Psalmista wyraża swój pokój i stan błogiego serca, śpiewając: Błogosław, duszo moja, Pana i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego. Wszystko ma być dla Niego – każde poruszenie serca, ciała, myśli, uczuć – dla Niego. Nie poruszenia są moim bogiem, ale one mają być dla mojego Pana i dla mojego Boga.
Jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, tak wielka jest łaska Pana dla Jego czcicieli. Jak odległy jest wschód od zachodu, tak daleko odsunął od nas nasze winy. Cała ziemia nasączona jest Jego miłością. W niektórych miejscach może to być tylko kropelka, jak w tym liście, wzmianka od niechcenia o Jezusie, którego Paweł traktuje jako kogoś, kto żyje. Mała kropla Krwi naszego umiłowanego Pana może zbawić cały świat.
Pan utwierdził tron swój na niebiosach, a Jego panowanie obejmuje wszechświat. Psalmista widzi dalej, widzi już wszechświat jako działanie Boga. Wszystko – od małej stonki, która stroi się dla Pana, poprzez najczulsze poruszenia serca i ciała – wszystko dla Niego! Błogosławcie Pana wszystkie Jego zastępy, potężni mocarze pełniący Jego rozkazy.
Nie ma miejsca, w którym Pan nie chciałby być obecny! Nawet po takiej kompromitacji, jakiej dopuścił się Szymon Piotr, Pan nie zrezygnował z jego serca. Chociaż Piotr w czasie Ostatniej Wieczerzy wyznawał swoją przynależność do Pana – chociaż z pewnością do końca nie wiedział, że tak naprawdę to on sam chciał błyszczeć, to on sam szukał zadowolenia przy boku Pana, a nie w Panu i chociaż skompromitował się w całej materii, na całej linii, Pan pokonuje tę kompromitację i przychodzi. Skompromitowane serce nie zostaje odrzucone. Piotr gorzko zapłakał – Pan został poruszony w Sercu przez łzy przyszłego papieża, pierwszego papieża.
Rozmowa z Piotrem, jak pamiętamy z rozważań rekolekcyjnych, to rozmowa trudna, najczulsza i najtrudniejsza. Kiedy dzisiaj rozważaliśmy to Słowo na spotkaniu z nauczycielami, Pan dał obraz, który – jak myślę – trafił do serc słuchających mam. Aby wejść w klimat rozmowy Piotra i Jezusa, dobrze byłoby sobie przypomnieć – mówiłem mamom nauczycielkom – moment, w którym wasze dziecko, siedząc na waszych kolanach, po raz pierwszy zapytało: Mamusiu, kochasz mnie? To jest ten moment, to jest ten klimat rozmowy – jeszcze głębszy, jeszcze bardziej angażujący, bo to jest klimat po zranieniu. Dwukrotne zapytanie: Czy miłujesz Mnie?
Piotr, który słyszy pytanie z najwyższej półki, odpowiada z poziomu, z częstotliwości, na której jest. Na pytanie o ofiarną miłość, pełną poświęcenia: Czy kochasz mnie tak, Piotrze? Czy miłujesz Mnie tak?, odpowiada: Panie, Ty wiesz, że jestem Ci przyjacielem. I za trzecim razem – jak przypominamy sobie z rozważań – Jezus wchodzi na poziom Piotra. Piotrze, czy jesteś Mi przyjacielem? – Panie, Ty wszystko wiesz, wiesz, że Cię kocham.
Nasz umiłowany Pan pokona kompromitację, pokona każdą przeszkodę, wykorzysta każde przypadkowe – jak nazywamy nieraz głupio – zdarzenie, żeby objawić swoją miłość, swoją tęsknotę za nami, swoje drżące Serce, pragnące naszego serca, swoje wyczekiwanie. Tak jak wyczekiwał na Piotra, czeka na ciebie, droga siostro, drogi bracie, czeka na mnie. Posyła ludzi – nie ma przypadkowych sytuacji – posyła myśli, zdarzenia. We wszystkim chce być, bo On jest Panem, bo serce jest bezpieczne, kiedy On jest Panem.
Najtrudniejsza rozmowa? Tak, bo miłość naprawdę zdobywa się najtrudniej, prawdziwą miłość – nie egoistyczną, tę, która chce błyszczeć na forum: Wszyscy Cię opuszczą, nie ja. Nie tę, która polega na tym, że ja sobie ustalę, że taka jest miłość i ona taka jest, ale tę, która dotyka źródła, dotyka uderzeń Serca Pana, a takiej miłości każdy pragnie.
Niedawno rozmawiałem z kandydatami do bierzmowania o tym, co jest celem ludzkiego życia. Przypominaliśmy sobie, że nie jest celem życia znalezienie chłopaka czy dziewczyny, bycie w związku małżeńskim, nie jest celem życia księdza bycie księdzem. To wszystko przemija, w tych wszystkich sytuacjach są chwile samotności, tęsknoty za czymś więcej. Celem naszego życia jest serce w Sercu, w bliskości Pana.
Gdy byłeś młodszy, Piotrze, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. Ileż to razy doświadczamy tego spełnienia Słów, budząc się rano, kiedy nie chce się iść, tyle zadań, obowiązków, nie chce się prowadzić tej rozmowy…, nie chce, nie chce… Pójdziesz, dokąd nie chcesz, ktoś inny cię przepasze.
Piotr wejdzie na poziom miłości, o którą pyta go Pan, kiedy wyciągnie ręce i odda życie za swojego umiłowanego Pana. Ta miłość będzie już w pełni miłością, o którą teraz pyta Jezus. Ty też będziesz miał/miała swój czas, czas tej miłości, o którą Pan pyta i onieśmiela, peszy twoje serce w tej chwili. Na razie Pójdź za Mną! Idź dalej. Głębiej. Ucz się kochać. Warto!
Pozdrawiam w mocy miłości Pana – ksiądz Leszek i grupa wytrwałych przedstawicieli Wspólnoty Dobrego Słowa i Eucharystii.