ks. Krzysztof Bardski
Zacheuszowa droga do Jezusa
1.Ciekawość Zacheusza
Ewangelia mówi, że „Zacheusz chciał koniecznie zobaczyć Jezusa”. Czy powodowała nim tylko prosta, ludzka ciekawość, by spojrzeć na kogoś, o kim wszyscy mówią, kto jest znany i ceniony? Być może. Ale myślę, że te słowa Ewangelisty mogą mieć głębszy sens. Czy nie jest to przypadkiem wyraz najgłębszej tęsknoty ludzkiego serca? Tęsknoty za Bogiem? Chciał „koniecznie” zobaczyć Jezusa. Potrzebował tego jak człowiek spragniony wody, gdyż grzechy wysuszyły jego serce. Nie mógł dłużej żyć w ten sposób. Intuicyjne pragnienie, by ujrzeć Jezusa jest w sercu każdego człowieka. Zwłaszcza tego żyjącego „na peryferiach wiary”, jak mawia papież Franciszek.
2.Wspiął się na drzewo
By ujrzeć Boga, człowiek podejmował na przestrzeni wieków rozliczne wysiłki. Świadczy o nich bogactwo religii, filozofii, systemów moralnych. Zacheusz też podjął wysiłek, by być bliżej nieba i stamtąd zobaczyć tego, którego pragnął ujrzeć całym sercem. Można by nawet powiedzieć, że pragnął spojrzeć na Boga „z góry”, móc kontrolować sytuację i w każdej chwili ukryć się w gęstwinie liści.
3.Przenikliwy wzrok Jezusa
Paradoksalnie jednak, właśnie tam, ukryty w koronie drzewa, zostaje dostrzeżony przez Jezusa. Jezus wyszedł mu na spotkanie. Spośród tysięcy otaczających Go ludzi wyłowił wzrokiem właśnie tego, który najbardziej potrzebował Bożego miłosierdzia. Ludzkie poszukiwanie Boga nie jest bezowocne, gdyż On sam wychodzi nam naprzeciw. Przede wszystkim wyszedł nam naprzeciw stając się z miłości do nas człowiekiem podobnym nam we wszystkim oprócz grzechu.
4.Muszę zatrzymać się w twoim domu
Nadzieje Zacheusza spełniły się z nawiązką. Nie tylko zobaczył Go, ale ich wzrok spotkał się. Co więcej, Jezus zapragnął przyjść do niego na wieczerzę. Wychodząc naprzeciw tęsknotom człowieka, Bóg obdarza go ze stokrotną hojnością. Taką, jakiej w najśmielszych marzeniach Zacheusz nie mógł sobie nawet wyobrazić. Sam przychodzi do jego domu!
5.Jeśli kogo skrzywdziłem, zwracam poczwórnie Zacheusz potrafił odpowiedzieć Jezusowi dokładnie w taki sposób, jakiego On oczekiwał. Pełniąc miłosierdzie wobec drugiego człowieka, zwłaszcza tego ubogiego i pokrzywdzonego. On pierwszy nas umiłował, i to do końca, na krzyżu. Odpowiedź Zacheusza nie była wyrachowana, ale wielkoduszna i dogłębnie zmieniająca jego życie. Podobnie jak Zacheusz wspięliśmy się na sykomorę, przychodząc na niedzielną Eucharystię, ale w istocie to On spojrzał każdemu z nas głęboko w oczy i przyszedł do naszych serc w tajemnicy swojej autentycznej obecności pod postaciami Chleba i Wina. Czy wobec tej miłości, która rozsadza nasz egoizm i zasklepienie w sobie, możemy przejść obojętni?