Dobre Słowo 5.09.2012 r.
Z czego czerpiesz siły w drodze?
Czwarty rozdział Ewangelii Łukasza wciąż sytuuje historię Jezusa w Kafarnaum, mieście Szymona Piotra, będącym także, do pewnego stopnia, bazą ewangelizacyjnej działalności Jezusa. Jezus po opuszczeniu synagogi udaje się do domu Piotra. Dowiadujemy się, że nie mieszka tam tylko sam Piotr. Piotr ma jeszcze rodzinę. Wspomina o tym także Paweł mówiąc, że Piotr zabiera ze sobą w drogę głoszenia Ewangelii swoją siostrę. Prawdopodobnie chodzi o żonę, która pomaga mu w głoszeniu. Piotr jest żonaty, chociaż o żonie dzisiejsza Ewangelia nie mówi. Ma także teściową, która złożona gorączką, leży w domu Piotra.
Czerpiąc z inspiracji innych kaznodziejów, jak choćby ks. Pawlukiewicza, można przypuszczać, że Piotr, jako głowa rodziny, udaje się nagle za Jezusem, porzuca swój dom, biznes i pracę. Porzuca obowiązek utrzymywania rodziny i chodzi za jakimś Mistrzem. Musiał więc być źródłem sporych napięć w rodzinie. Pojawił się problem rodzinny. Narastające napięcie, być może także między teściową Piotra a Jezusem, dzisiaj, w tej scenie, zostaje rozładowane. To jest scena bardzo prawdziwa – rodzina Piotra przeżywała rzeczywiste napięcia. To jest bardzo logiczne.
To jest także scena pojednania między Jezusem a teściową Piotra. Proszą Go za nią. To takie charakterystyczne dla Jezusa, że daje się prosić. Tak, jak w Ewangelii Janowej, wydaje się, że nie dostrzega braków pary młodej, czeka na Matkę, żeby zainterweniowała, tak i tutaj czeka na innych, żeby wstawiali się za teściową Szymona.
Bardzo chętnie odpowiada na tę prośbę. On stanąwszy nad nią rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im.
Jeśli dokonuje się tam coś więcej oprócz cudu fizycznego – rzeczywiste pojednanie – to ten cud fizyczny także zostaje ukazany w bardzo ciekawych obrazach. Kobieta wstaje – tu używa się słowa, które w innych fragmentach Ewangelii opisuje zmartwychwstania – i usługuje im. Dotknięcie serca, życia teściowej Piotra owocuje prawdziwym zmartwychwstaniem w tym, że ona zostaje przywrócona relacjom z innymi, tym, że zaczyna także służyć.
Temu służy prawdziwe nawrócenie i prawdziwe uzdrowienie – dokonujące się w sakramencie pokuty i pojednania, czy za każdym razem, kiedy spotykamy się ze słowem Pana. Jest nam dane po to, żebyśmy wstali, żebyśmy już nie leżeli w tym naszym miejscu życia, w którym się być może zakopaliśmy, utknęliśmy, żebyśmy wstali zmartwychwstali i zaczęli żyć bardziej dla innych. Każde spotkanie ze słowem powinno owocować właśnie tak.
Za chwilę zobaczymy, jak ogromną rolę teściowa Piotra odegra jeszcze w tej historii. Po uzdrowieniu następuje bardzo wzruszająca scena opisana przez Łukasza: O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu.
O zachodzie słońca – dlaczego wtedy? Może są to także Żydzi przestrzegający Prawa – tacy mali faryzeusze? Dopiero, kiedy szabat przemija, mogą przynieść do Jezusa wszystkich swoich chorych czekających na uzdrowienie. Jest zmrok, przynoszą chorych, nie bacząc na to, że zapada już ciemność. Wybierają się w drogę, tak bardzo kochają swoich bliskich, poranionych, szukających uzdrowienia.
Otrzymujemy piękny obraz tego, jak Jezus odpowiada na ludzką biedę. Jeśli tylko mamy w sobie tyle determinacji, żeby Go szukać, składać przed Nim nasze biedy, połamane życie, połamanych bliskich, On na każdego z nich chce wkładać ręce i uzdrawiać ich, byle tylko ktoś przyniósł nasze serca i serca innych przed Jego oblicze.
Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne – szuka swojego Ojca. Ta cisza jest ogromnie ważna. Także w naszym słuchaniu słowa potrzeba takiego momentu. Nie tylko dużo refleksji, informacji, pięknych inspiracji, ale potrzeba także ciszy, w której serce zaabsorbuje treść, gdzie także wsłuchamy się w głos naszego serca, w którym Pan coś mówi. Być może to jest sekret, jak znaleźć słowo dla siebie. Po wysłuchaniu słowa potrzeba także ciszy i milczenia, w którym słowo zapuszcza korzenie, ale także, przebijając się przez cały szum informacyjny mojego serca, mówi mi coś.
Tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: „Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany”.
Jezus pokazuje, jak – w ogromnej wolnością serca – nie przywiązywać się neurotycznie do innych, ale być otwartym na wiele pięknych relacji, w których mam dawać siebie innym.
W ostatniej scenie dzisiejszej Ewangelii Jezus ukazuje się jako Wędrowiec. Skąd ma tyle siły, żeby odwiązywać swoje serce – żeby kochając innych, nie pozwolić się zawłaszczyć ludzkim relacjom? Skąd ma tyle siły, żeby wciąż chodzić, obchodzić miasta Galilei, a później także Judei, i głosić Dobrą Nowinę, ciągle siebie dawać i rozdawać bez końca? Zauważmy, że ta Ewangelia zaczyna się i kończy obrazem modlitwy. Siła Jezusa to modlitwa, którą rozpoczyna modlitwa wspólnotowa w synagodze, a kończy scena bardzo osobistej modlitwy na pustyni. To słuchanie słowa i otwieranie w ciszy swojego serca.
Modlitwa to zdecydowanie pierwszy moment, w którym Jezus napełnia się siłą. Ten Boski Wędrowiec czerpie siłę do dalszej wędrówki.
Drugim momentem – równie ważnym, w którym Jezus napełnia się mocą Bożą, żeby nie ustawać w drodze – są Jego relacje. Pierwsza – uzdrowiona relacja z teściową Piotra – zaowocuje tym, że ona wstanie i będzie im usługiwała. Przygotuje posiłek, który sprawi, że Jezus będzie mógł przez tę noc tak cierpliwie nakładać na wszystkich swoje ręce i być z nimi. Ta relacja w rzeczywisty sposób doda Mu siły. Ale chodzi także o inne relacje – relacje z tymi, na których Jezus nakłada ręce. One nie muszą być głębokie, ale ważne, żeby byli też inni, od których się uczę, którzy są moją inspiracją, dla których żyję w tej drodze. A więc modlitwa i moje relacje z drugimi to codzienny pokarm. Bo tak, jak Jezus, jesteśmy Boskimi wędrowcami w tym świecie.
Dlatego właśnie polecam piosenkę Miecza Szcześniaka Moje wędrowanie:
Moje wędrowanie, Panie mój – równocześnie, jak Twoje wędrowanie.
Miałem dużą pokusę, żeby umieścić w tym rozważaniu piosenkę Anity Lipnickiej Ona ma siłę, na zasadzie bardzo ciekawego żartu muzycznego. Ona ma siłę, nie wiesz, jak wielką – mógłby mówić Piotr do Jezusa, być może ostrzegając Go przed tym, żeby uważać z tymi uzdrowieniami, nie dotykać tak od razu. Pojawia się tam zwrot o nożu w ręce, ale to oczywiście jest żart. Ona ma siłę znacznie mniej pasuje do tego kontekstu, niż piękna piosenka Moje wędrowanie:
Moje wędrowanie, Panie mój,
Moje upadanie, Panie mój,
Moje powstawanie, Panie mój,
Twoje miłowanie.
To jest nasza siła w drodze, w której wędrując, nie tylko będę dla innych lekiem, ale będę także upadał, powstawał, ranił. Wszystko – ta siła i determinacja w drodze – przychodzi od Tego, który jest jak rosa poranna dla spragnionych.
Jesteś dla nas, spragnionych, jak rosa poranna.
Jesteś dla nas wędrowców, jak zdrój czystej wody,
Duszy wytchnienie, niebiańskie ogrody.
Nasze wędrowanie, Panie nasz,
Nasze upadanie, Panie nasz – nasze wspólne.
Nasze powstawanie, Panie nasz,
Twoje Miłowanie.
Jesteś dla nas, żeglarzy, jak gwiazda zaranna,
Tobie śpiewamy radosne Hosanna.
Jesteś dla nas, pielgrzymów, jak burzy ustanie,
Jesteś drogą, co nam przez Ojca jest dana.
Moje wędrowanie – jak wędrowanie Jezusa. Oby było, jak wędrowanie Jezusa. Nie włóczenie się drogami egoizmu, tylko chodzenie drogami serca. Nie tylko wsłuchiwanie się w bicie i w głody mojego serca, ale przede wszystkim w słowo, które pociąga nas za sobą i wręcz popycha ku innym.
Z czego czerpię siłę w mojej drodze? Czy z modlitwy wspólnotowej? W jaki sposób podchodzę do niej? Czego w niej szukam?
Czy zostawiam słowu moment ciszy, kiedy może przemówić do mnie, czy już nie znajduję czasu na ciszę, w której pokornie klęczę przed Słowem, a ono mówi do mnie?
Czy moje relacje są dla mnie źródłem siły, czy bardziej utrapieniem i ciężarem? – Te bardzo osobiste, te wręcz zadane, jak mąż, żona, brat, siostra, rodzice. Czy są dla mnie źródłem błogosławieństwa Bożego? Może potrzebują uleczenia, tak jak uleczona została relacja Jezusa z teściową Piotra? Może potrzeba tam intensywniej Go zapraszać? I te wszystkie inne relacje, na które powinienem się otwierać, dające mi także wolność serca, niepozwalające zawłaszczyć jednej osoby, ale sprawiające, że w wolności serca odchodzę i wracam, nie przywiązując się neurotycznie do moich bliskich.
Moje wędrowanie, Panie mój, oby było, jak Twoje wędrowanie – z miłością, z otwartym sercem, z zakochaniem w Twoim słowie i z zakochaniem w moich braciach, siostrach, braciszkach, siostrzyczkach, których mi dajesz. Amen.
Ksiądz Marcin Kowalski