Według wiary waszej...
Dostrzec Chrystusa w wydarzeniach życia, to pragnienie każdego, kto choć raz usłyszał, że Jezus jest żyjącym i obecnym Bogiem z nami.
To pragnienie wydobywa się z serca i może zostać zatrzymane w obróbce myślowej, w przemyśleniach, racjonalizowaniu, tłumaczeniu, w chłodnych kalkulacjach. Może także wydobyć się z serca na zewnątrz w postaci kpiny, ironii. Może wyłonić się w postaci krzyku, który oddaje całą wewnętrzną siłę napięć, rozgrywającej się walki, całą wewnętrzną sprzeczność, którą się przeżywa.
Różne są opcje podejścia do pragnień budzących się, kiedy człowiek słyszy, że Chrystus żyje i działa pośród nas. Różne są reakcje na tę prawdę głoszoną przez Kościół.
Dzisiaj w relacji św. Mateusza jesteśmy świadkami przechodzenia Jezusa i wędrówki za Nim dwóch niewidomych, którzy głośno wołali: «Ulituj się nad nami, Synu Dawida».
Niewidomi, fizycznie nie dostrzegają Chrystusa i tym bardziej mogą Go nie doświadczać wewnętrznie. To, co stało się na zewnątrz, czyli fakt ślepoty, odbija się z pewnością w ich wewnętrznych przeżyciach. Ale w tej chwili nie jest to najistotniejsze. Ważne jest to, że oni idą z całą swoją niemocą, nieporadnością, z tym, że nie dostrzegają, nie widzą Chrystusa, i głośno wołają za Nim: Ulituj się nad nami. Wejdź w nasze położenie. Wydobądź nas z tego położenia, które jest dla nas ogromnym problemem.
Chrystus nie reaguje od razu, tylko kontynuuje swoją wędrówkę. Jest to jedna z cech działania Chrystusa, na którą warto zwrócić uwagę. Czasem wołanie musi przybrać na sile. Dlaczego? – Nie jest to kwestia testowania naszej cierpliwości, sprawdzania nas jako ludzi, ile wytrzymamy, gdzie wydobędzie się w nas wołanie o pomoc, a gdzie będzie to oskarżenie Pana Boga. Nie. Jest to przynaglrnie do tego, żeby za wołaniem o pomoc kryła się wiara, natarczywość, determinacja, zdecydowanie. Za wołaniem o pomoc kryje się trud walki o wiarę.
Dwaj niewidomi chcą wierzyć, że to się stanie.
Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić?» Jezus pyta ich o to, co w powierzchownej lekturze może wydawać się nam jakimś elementem zwłoki. Tak naprawdę jest to oczekiwanie na najważniejszą odpowiedź.
Pytanie Chrystusa nie pada jednorazowo i nie jest związane z jednym strapienie, problemem, który spotyka człowieka – również mnie. To pytanie będzie pojawiać się za każdym razem, bo kluczem do przyjścia łaski jest wiara. Bez wiary nie można podobać się Bogu – powie autor Listu do Hebrajczyków.
Ilekroć ktoś pyta nas o wiarę, tylekroć wykazuje ogromny szacunek do nas, jako do osób wolnych, które na problem mogą spojrzeć również bez wiary.
Chrystus pytając nas przez dwóch niewidomych o wiarę, stawia nam wymaganie chodzenia za Nim, krzyku, zmobilizowania tego, co chce odejść od Boga. To wszystko ma się przemieniać w wołanie o Boga, o Jego obecność, o doświadczenie Go.
Odpowiedź niewidomych brzmi: «Tak, Panie». Taka odpowiedź nie może spotkać się z niczym innym, jak tylko z konkretną reakcją Chrystusa, z Jego dotykiem. Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech się wam stanie».
Kluczem zostaje wiara. Ile tej wiary mają niewidomi? – Dowiadujemy się po tym, co stanie się za chwilę. Czy będzie tej wiary na tyle, żeby dostrzegli Jezusa w dokonującym się w tej chwili wydarzeniu, czy też będzie jej za mało i pozostaną w swojej ślepocie? Są to ważne pytania. One stają się dla nas także zachętą do refleksji, bo i my niejednokrotnie może wołaliśmy i nie dostrzegamy przyjścia Chrystusa. Widocznie nasze wołanie powinno być bardziej zmobilizowane.
Oczywiście, słowo nas nie oskarża, tylko dopinguje. Nie chce stawiać nas w pozycji kogoś, kto ma w tej chwili oberwać za to, że ma mało wiary. Nie. Słowo mobilizuje do tego, żeby nie ustawać w jeszcze większym krzyku, w głośnym wołaniu do Chrystusa: Ulituj się nade mną. Panie, daj mi światło wiary.
Wołanie o wiarę, to wołanie o podstawę, o klucz. Bez wiary nie jesteśmy w stanie odkryć, że Bóg jest miłością, bo o tym dowiadujemy się ze słowa. To nie jest prawda powtarzana sobie to tak. Ona wynika ze słowa, które rodzi wiarę.
I otworzyły się ich oczy. A więc mieli wystarczającą ilość wiary – brzydko mówiąc, bo nie kalkulacje materialne czy liczbowe są kluczem w podchodzeniu do wiary. I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: «Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie». Surowe przykazanie Jezusa wiąże się z szacunkiem do daru, jaki otrzymali. Chodzi o to, żeby nie rozmienić go na tanią sensację, na tanie zaproszenia do spotkań z Chrystusem.
Przenosząc to na realia i bardziej praktyczne wskazania, moglibyśmy z pewnością skupić się na dwóch sprawach. Pierwsza to osobiste życie wiarą i świadectwo składane drugiemu człowiekowi. Druga, to świadectwo składane innym o sile, jaką daje wspólnota, w której chcę wzrastać.
Jeśli chodzi o pierwszą prawdę, to Chrystus surowo przykazuje, abyśmy dbali o mądre składanie świadectwa życiem codziennym, czyli bardzo powszednim, szarym, a jednocześnie przenikniętym światłem. Szarość życia, na którą pada światło wiary, jest najskuteczniejszym sposobem skłonienia do refleksji ludzi pozbawionych wiary.
Obyśmy pamiętali, że z jednej strony jest nakaz Chrystusa do takiej troski, a z drugiej surowe zwrócenie uwagi, żeby nie rozmienić codziennego świadectwa życia na jakieś ogólniki, na tanią podpuchę i bardzo prymitywne sposoby mówienia o Chrystusie. Prymitywne nie oznacza proste, ale kompletnie nieprzemyślane, niemądre, głupie, tanie – żeby tylko coś powiedzieć, jakoś wybrnąć z dyskusji o tym, że jest się katolikiem.
Druga kwestia, to zachęta kierowana do osób, które nie są we wspólnotach i nie doświadczają mocy, jaką one dają. Nie możemy tego czynić za cenę przedstawiania wspólnoty jako jedynej drogi dojścia do Boga. Z drugiej strony, nie może to być ucieczka od mówienia o wspólnocie, ale stawanie wobec osób, które nie znają siły wspólnoty, jako mądry świadek, czyli ktoś, kto sam doświadcza mocy i bardzo pokornie, ale niezwykle intensywnie przedstawia to jako propozycję innym.
Mnie, jako księdzu, wspólnota daje dużo siły, ale nie po to, żebym czerpał z niej dla prywatnych potrzeb, prywatnego eksponowania tego, co myślę, jak żyję. Mam składać świadectwo Chrystusowi, który przez modlitwę wspólnoty bardzo mobilizuje mnie do jeszcze intensywniejszego poznawania Go i świadczenia o Nim. Nie jest to prosta sprawa, tania reklama ani tani przykładzik, który ma potwierdzić, wskazać, jak należy mówić o Chrystusie, bo wbrew pozorom najtrudniej jest złożyć świadectwo o byciu prezbiterem we wspólnocie wobec swoich współbraci w kapłaństwie. Nie jest to spowodowane wyłącznie tym, że ktoś chce kpić czy zazdrościć, ale często współbracia mają słuszne obawy o to, czy jest to autentyczne, czy ksiądz nie jest we wspólnocie po to, żeby mieć wokół siebie ludzi, którzy będą zwracać na niego uwagę, czy po to, żeby stać się dla innych jakimś schroniskiem emocjonalnym.
Przenosząc ten przykład na funkcjonowanie w codziennym życiu, kiedy nie jest się księdzem czy siostrą zakonną, chodzi o takie stawanie w prawdzie o przynależności do wspólnoty, które skłoni kogoś do mądrej refleksji, natomiast nie będzie niczego narzucać ani nikogo zniechęcać. Czasem trzeba powtórzyć świadectwo kilka razy, żeby stanowiło powód do refleksji.
Nie jesteśmy zbawicielami. Zbawicielem jest tylko Chrystus. Nie róbcie z siebie zbawicieli – może w ten sposób łatwiej będzie nam zrozumieć to surowe przykazanie Jezusa skierowane do uzdrowionych dwóch niewidomych. Jeden jest tylko Zbawiciel, Pan i Nauczyciel. Tym Zbawicielem jest Chrystus.
Słowo Boże zachęca nas po pierwsze do niestrudzonej troski o wiarę, o to, żeby ona wzrastała poprzez wytrwałe i systematyczne sięganie do słowa.
Po drugie, zachęca do takiego wydobywania ze swojego wnętrza, ze swoich przemyśleń, doświadczeń, zranień, chorób, głośnego krzyku, które streszcza się w prostym wołaniu: Ulituj się nade mną, Synu Dawida. Ulituj się nade mną, Chryste, Zbawicielu.
Po trzecie, pytania o wiarę, które będą padać z ust Chrystusa przez różne wydarzenia, sytuacje, osoby skłaniające nas do refleksji, świadczą o tym, że Bóg szanuje moją wolność, bo pyta mnie o wiarę, a nie w butach wchodzi w moje życie i nakazuje mi wiarę.
Po czwarte, ilość wiary decyduje o skuteczności wołania, o skuteczności łaski. Tak. Według pojemności wiary serce otrzymuje łaskę, więc ile wiary, tyle i łaski. Pan Bóg daje więcej, niż mamy wiary, ale naczynie przyjmuje tyle, ile ma wiary. Stąd niezbędna jest troska o wiarę.
Po piąte, surowe przykazanie – Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie – jest bardzo troskliwą wskazówką ze strony Chrystusa względem nas, zachęcającą do mądrego składania świadectwa.
Droga siostro i drogi bracie, jeżeli twoje świadectwo życia budzi twój niesmak, to nie jest powód do zrezygnowania z niego, ale do tego, aby jeszcze intensywniej wołać: Panie, daj, bym mądrze, prosto, jasno i czytelnie ukazywał Ciebie. Jest to jeszcze jeden powód do tego, by prosić: Miej miłosierdzie dla mnie, bo nie zawsze mam rację, tak, a nie inaczej składając świadectwo swoim osobistym życiem, czy też życiem jako członka wspólnoty – wspólnoty Kościoła czy w Kościele różnych wspólnot.
Osoba przyznająca się do tego, że potrzebuje miłosierdzia, tego miłosierdzia doświadcza.
Ksiądz Krzysztof Grzywocz podczas rekolekcji o kierownictwie duchowym wspomina, że to, co mówi, nie jest bezbłędne, że bardzo prosi obecnych księży – bo i oni byli wśród słuchaczy – żeby ewentualnie skorygowali, poprawili go, bo sam nie uważa siebie za kogoś, kto ma zawsze rację. Dodaje także, że tylko idiota się nie myli. Tylko idiota mówi, że ma zawsze rację.
Kończymy rozważania mocnym akcentem, zawierającym zachętę do uważania na siebie i na swoją relację z Panem. Nie wpadajmy w strach, ale miejmy tym większą ufność, że działanie miłosierdzia Bożego nie skończyło się, ale właśnie w tej chwili, w szczególny sposób, w mocy Ducha Świętego, przez kontakt ze słowem, chce wpłynąć i wpływa do mojego serca.
Wierzysz, że tak się dzieje?
Pozdrawiam w Panu – ks. Leszek Starczewski.