"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z 11-ego stycznia (2008)

W jednym z miast,
pewnego dnia...

1 J 5,5-13; Ps 147; Łk 5,12-16

Mamy to szczęście, że nie wiemy, jak się nazywało miasto, w którym nastąpiło uzdrowienie trędowatego. Słyszymy tylko z relacji Łukasza, że jest to jedno z miast. Do nas ta nadzieja także jest posłana. Nieprzypadkowo Łukasz mówi: w jednym z miast. Nieprzypadkowo ewangeliści powiedzą: pewnego dnia. Ma to jeden cel: jedno z miast i jeden dzień, to każde miasto i każdy dzień naszego życia. To nasze miasto, nasze kłopoty, troski, strapienia, nasz trąd, nasze życiowe sytuacje. Ten pewien dzień, to dzień spotkania się z Chrystusem, przyjścia do Niego.

Świadectwo o obecności Chrystusa w świecie, w Kościele, dają woda, krew i Duch. O tym informuje i przekonuje nas dziś św. Jan apostoł. Ci trzej świadkowie jednoznacznie wskazują na żywą obecność Chrystusa, na objawienie miłości pośród nas.

Woda, to oczywiście obraz chrztu, któremu poddał się Chrystus, ale nie tylko. Woda i krew, wypływające z Serca Jezusa, dały początek sakramentom Kościoła – szczególnie chrztu i Eucharystii. Czerpią one moc z działania Ducha Świętego, abyśmy mogli mieć Jezusa blisko siebie, abyśmy doświadczyli Jego działania w nas.

Św. Jan mówi: Kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym? Jezus Chrystus jest tym, który przyszedł przez wodę i krew, i Ducha, nie tylko w wodzie, lecz w wodzie i we krwi. Duch daje świadectwo, bo Duch jest prawdą. Ten Duch, obiecany przez Jezusa, działa w Kościele w sakramentach. Trzej bowiem dają świadectwo: Duch, woda i krew, a ci trzej w jedno się łączą.

Św. Jan podkreśla tę prawdę, aby uzmysłowić nam niebywałą bliskość mocy Boga, którą wielu z naszych braci i sióstr, wielu z nas, często lekceważy poprzez zaniedbywanie kontaktu z Panem w sakramentach, w modlitwie, w Kościele.

Św. Jan odwołuje się do relacji międzyludzkich, a szczególnie do świadectw i potwierdzeń, jakie często składamy sobie nawzajem.

Jeśli przyjmujemy świadectwo ludzi – są sytuacje, kiedy wierzymy drugiemu człowiekowi, przekonujemy się, że ma rację – to świadectwo Boże więcej znaczy, ponieważ jest to świadectwo Boga, które dał o swoim Synu.

Bóg sam zaświadcza o swoim Synu jako o Tym, w którym jest pełnia wszystkiego, co potrzebne do życia – nie tylko życia doczesnego, ale także wiecznego – do uzdrowienia nie tylko z trądu, ale do wyzwolenia z grzechu, który paraliżuje mój system myślenia, zdolność do kochania, do widzenia w sobie ukochanego dziecka Boga.

Kto wierzy w Syna Bożego, ten ma w sobie świadectwo Boga, kto nie wierzy Bogu, uczynił Go kłamcą, bo nie uwierzył świadectwu, jakie Bóg dał o swoim Synu.

Rzeczywistość kłamstwa, o której słyszeliśmy we wczorajszej Liturgii Słowa – kiedy św. Jan bardzo mocno podkreślał: Jeżeli ktoś mówi: „Miłuję Boga”, a brata swego nienawidzi, jest kłamcą – dzisiaj zostanie przez niego odniesiona do świadectwa, jakie składa Bóg.

Jeśli człowiek potrafi uznać, że w Jezusie jest pełnia Bożych darów, to może przyjąć moc życia i chęci do życia, które przeniosą go w wieczność i sprawią, że doczesne trudy podejmowane dzień za dniem, zostaną przemienione w życie wieczne. Natomiast jeżeli ktoś nie uznaje, nie wierzy, że jest jakiś sposób na jego życie, uparcie twierdzi, że nie ma rozwiązania jego problemów, to czyni Boga kłamcą, bo Bóg takiemu myśleniu jawnie się sprzeciwił, dając swojego Syna.

Jest sposób na twoje problemy. Jest sposób na twoją beznadziejną sytuację, na twój trąd, na twoje wewnętrzne zakłamanie, na twoje blokady i na babranie się w grzechu, z którego Bóg chce cię oczyścić. Tym sposobem jest nie jakiś program, rytuał, obrzęd, ale Chrystus, przychodzący do nas w obrzędach, znakach, sakramentach.

Świadectwo jest takie: że Bóg dał nam życie wieczne, a to życie jest w Jego Synu. Ten, kto ma Syna, ma życie, a kto nie ma Syna Bożego, nie ma też i życia.

Co to za życie, jeżeli wyszarpujemy je Bogu i egoistycznie konsumujemy we własnym zakresie, we własnym sosie?... – To żadne życie. Ten, kto ma Syna, ma życie.

O tym napisałem do was – puentuje św. Jan – którzy wierzycie w imię Syna Bożego – czyli w obecność Bożych rozwiązań na wszelką sytuację, dla każdego człowieka i epoki – abyście wiedzieli, że macie życie wieczne.

Drogie siostry i drodzy bracia, w słowie skierowanym dziś do nas przez Pana zawiera się zaproszenie do refleksji, analizy.

Na ile patrzymy na swoje życie jako na miejsce nieustannie obsypywane łaską Boga i Jego rozwiązaniami?

Na ile przeżywamy kłopoty jako czas oczekiwania na rozwiązanie?

Na ile staramy się w trudach, strapieniach często spędzających nam sen z powiek, czekać na przyjście Zbawiciela, a na ile czynimy Boga kłamcą, mówiąc, że dla mnie nie ma rozwiązania?

Powtórzmy z całą mocą: nawet jeśli nie dostrzegam rozwiązania różnych sytuacji, przeżywanych problemów, nie znaczy, że ono nie istnieje. Nawet kiedy nie widzę Boga, nie znaczy, że Go nie ma. Nawet kiedy nie doświadczam Boga, nie znaczy, że On nie działa.

Oczekiwanie i wierność słowu – wyrażająca się także poprzez systematyczne rozważanie go – wcześniej czy później doprowadzi nas do momentu spotkania i doświadczenia Zbawiciela.

Chrystus, pełen Ducha Świętego, wędruje dalej i objawia miłość Ojca. Konkretyzuje się ona w ważnych faktach, o których słyszeliśmy w ostatnich dniach.

Dzisiaj, przebywając z Jezusem w jednym z miast, mamy przed sobą konkretne objawienie Jego mocy wobec człowieka całkowicie pokrytego trądem. Zjawia się on przed Jezusem.

Gdy ujrzał Jezusa – Boga, który zbawia, bo tak w tłumaczeniu brzmi imię przychodzącego Pana – upadł na twarz – uznał Jego wyższość a swoją nędzę – i prosił Go: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Zdaje się całkowicie na Jezusa.

Uznając swoją nędzę i zdając się na działanie Boga, przyjmujemy najwłaściwszą z postaw, jaka powinna charakteryzować każdego wyznawcę Chrystusa – szczególnie tego, który uwikłany jest w tak beznadziejną sytuację, jak choćby choroba trądu.

Jezus staje wobec tej rzeczywistości jako najgłębiej nią przejęty i jako Ten, który to przejęcie, zatroskanie, chęć udzielenia pomocy, wyraża w konkretnym geście: wyciąga rękę i dotyka trędowatego, mówiąc: «Chcę, bądź oczyszczony». I natychmiast trąd z niego ustąpił.

Jezus przełamuje bariery, których my nie jesteśmy w stanie przełamać. Widząc człowieka w całkowitym uniżeniu, zdaniu się na Jego wolę, nie działa inaczej, jak tylko pomagając mu.

Wyciągnięcie ręki, dotknięcie trędowatego przez Jezusa, to gest niezwykle ryzykowny. Jak pamiętamy, trąd całkowicie odseparowywał chorego od społeczeństwa, nakładał na niego bardzo poważne restrykcje. Trędowaty z daleka krzyczał: „Nieczysty, nieczysty” i absolutnie był pozbawiony praw obywatelskich, społecznych.

Jezus przełamuje te utrudnienia i objawia pragnienie, jakiego doświadcza od Ojca, to znaczy, objawia wolę Ojca. Jest to ważna wzmianka. Ilekroć chcemy korzystać z mocy rozdzielanej przez Jezusa, powinniśmy pamiętać, jaka jest wola Tego, który jej udziela, czyli jaka jest wola Ojca. Ilekroć modlimy się, pamiętajmy, że wola Boga przejawia się w tym, co robi Chrystus.

Pragnienie Chrystusa wyraża się w zdaniu skierowanym do trędowatego: «Chcę, bądź oczyszczony». Dotyk w odpowiednim miejscu, we właściwym czasie i wyrażenie w nim woli Ojca, niesie ogromną dawkę nadziei.

I natychmiast trąd z niego ustąpił.

Mamy to szczęście, że nie wiemy, jak się nazywało miasto, w którym nastąpiło uzdrowienie trędowatego. Słyszymy tylko z relacji Łukasza, że jest to jedno z miast. Do nas ta nadzieja także jest posłana. Nieprzypadkowo Łukasz mówi: w jednym z miast. Nieprzypadkowo ewangeliści powiedzą: pewnego dnia. Ma to jeden cel: jedno z miast i jeden dzień, to każde miasto i każdy dzień naszego życia. To nasze miasto, nasze kłopoty, troski, strapienia, nasz trąd, nasze życiowe sytuacje. Ten pewien dzień, to dzień spotkania się z Chrystusem, przyjścia do Niego.

Postawa przyjęta przez trędowatego jest postawą najwłaściwszą. Słowo zachęca nas do niej i jednocześnie pyta: Kiedy ostatni raz taką postawę przyjąłem?

Kiedy, kierując się ku mojemu Zbawicielowi, upadłem przed Nim na twarz i oddałem Mu pokłon?

Kiedy ostatni raz wyraziłem przed Nim to, co stanowi moją blokadę, mój trąd, moją sytuację skomplikowania?

Kiedy ostatni raz zdałem się na Niego? – jakiś konkretny fakt.

Warto sobie to przypomnieć i do tego się odwołać, aby być uczciwym wobec podejmowanych rozważań.

Chrystus przykazuje uzdrowionemu człowiekowi, żeby nikomu nic nie mówił.

A On mu przykazał, żeby nikomu nie mówił: «Ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż na ofiarę za swe oczyszczenie, jak przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich».

Występuje tu podwójny powód takiego ustawienia sprawy. Po pierwsze, Chrystus nie przyszedł znieść Prawa ani proroków, ale je wypełnić. Nadaje Prawu nowy sens, wymiar, rozszerza je jako Ten, który objawia pełnię. Po drugie, jest to bardzo jasny sygnał dla kapłanów, przywódców ludu, dla tych, którzy stwierdzali, że ktoś jest chory lub że został oczyszczony, dla przyjmujących ofiarę za oczyszczenie, pełniących służbę w świątyni; jest to sygnał jednoznacznie stwierdzający: Zobaczcie, co się dzieje. Trędowaci doznają oczyszczenia. Chorzy odzyskują zdrowie. Nadchodzą czasy mesjańskie...

Warto się przyjrzeć swojej solidności w podejściu do przykazań. Warto się przyjrzeć stosowaniu przykazań w życiu i owocom, jakie wydają, żeby rozpoznać poprzez dobra wyświadczane nam przez Pana Boga, nasz udział w czasach mesjańskich, udział w bliskości Chrystusa, który i do mnie tego dnia przychodzi. I do mnie zwraca się ze swoim słowem.

Ewangelista Łukasz notuje w dalszej części: Lecz tym szerzej rozchodziła się Jego sława, a liczne tłumy zbierały się, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych niedomagań. On jednak usuwał się na miejsce pustynne i modlił się.

Chrystus nie szuka sławy. Zaciekawienie to nie wszystko, czego oczekuje od swoich wyznawców. Jeżeli zainteresowanie i usłyszane pogłoski na temat Chrystusa nie prowadzą do osobistego spotkania z Nim, nie prowadzą do wiary, to na nic się nie przydadzą. Chrystus nie chce mieć ciekawskich w swoim gronie. Nie potrzebuje fotoreporterów, którzy będą nagłaśniać wydarzenia, ale pragnie mieć ludzi wpisujących w codzienność, w szarzyznę życia, przez wiarę, bliskość Boga, Jego działanie.

Na ile, sięgając po Boże słowo, szukam Chrystusa w swojej codzienności, a na ile gonię za sensacją, czymś, co mnie ma zaskoczyć, co musi na mnie oddziaływać, co spełni moje oczekiwania?

Nasze przypadłości to świetna okazja do tego, aby się znaleźć przy Chrystusie i uzyskać uzdrowienie. Te niedomagania to również sytuacje, kiedy po postawieniu pytań wynikających z dzisiejszego słowa, odkrywamy, że brakuje nam postawy uznania swojej słabości i całkowitego zdania się na Pana, że brakuje nam wierności w spełnianiu Jego przykazań, że w szarzyźnie życia słabnie nasza wiara.

Chrystus usuwa się na miejsce pustynne i modli się. Modli się również za nas. Nieustannie wstawia się za nami – jak mówi autor natchniony – i pamięta o nas. Z tej modlitwy możemy czerpać, ilekroć się w nią włączamy – ilekroć włączamy się w modlitwę Jezusa. Warto o tym pamiętać i zdawać sobie sprawę z tego, że nasze modlitwy to nic innego, jak łączność z Jezusem, który nieustannie się modli w Świętym Duchu w Kościele.

Dziękujmy Panu za to, że troszcząc się o nas i mając na tyle mocy, żeby tę troskę przełożyć na konkretne doświadczenia oczyszczenia nas, umocnienia, przychodzi do nas teraz, pewnego dnia, tej godziny.

Droga siostro i drogi bracie, ku tobie Bóg skierował słowo. Czeka na twoją odpowiedź – odpowiedź wiary, która pozwala ci zwyciężać świat.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski