"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z piątku VII tyg. wielkan. (25.05.2007)

Poprawka z miłości

Dz 25,13-21; Ps 103; J 21,15-19

Liturgia Słowa dnia dzisiejszego przenosi nas w działaniu Ducha Świętego do pytania, postawionego nam przez Chrystusa. Za każdym razem, jeżeli tylko rozważamy Boże Słowo, to nie tylko słuchamy opisu jakiegoś wydarzenia, ale stajemy się jego uczestnikami. I Chrystus rzeczywiście nas pyta, jest obecny w mocy Świętego Ducha.

Jezus zadaje pytanie ponawiane trzykrotnie, co znaczy, że to pytanie jest motywem stałym, nieustannym, do którego trzeba wracać. Jest ono pytaniem najważniejszym, jakie można postawić, bo dotyczy miłości.

Stawia je ten sam Chrystus, który miłości nauczał, który nie pisał o niej rozpraw i nie zwoływał konferencji prasowych, ale swoją postawą, swoim zachowaniem – każdym gestem – tę miłość ukazywał. Przyjął Ciało, by ukazać prawdę, że miłość jest widzialna.

Zadaje to pytanie Chrystus, dany nam z mądrej miłości Ojca. On objawiał się światu przez 33 lata. Można się spierać, ale to rzeczywiście niewiele, żeby przekazać tak piękną, fantastyczną, mądrą miłość i o tej miłości zaświadczyć wobec tych, do których został posłany.

Zadaje to pytanie Chrystus, który z miłości oddał wszystko. Nie założył sieci hurtowni, przedsiębiorstw czy instytucji, ale z miłości oddał całe swoje życie. Z tej miłości pokonał śmierć i objawił światu, że miłości nie da się zwyciężyć.

Jedynym celem ludzkiego życia jest przyjęcie miłości, odkrycie jej w sobie i przekazywanie dalej.

Dziś Chrystus takie pytanie zadaje komuś, kto nie zdał egzaminu z wierności, kto został znokautowany, kto skompromitował się w konkretnej sytuacji również trzykrotnego pytania, postawionego tuż przed masakrą dokonaną na Chrystusie.

Pytanie to zostaje zadane Piotrowi, który wprawdzie powierzchownie rozpoznał siebie, ale w porywie serca bardzo raptownego, naturalnego, spontanicznego, wyznał, że jest w stanie oddać życie za Chrystusa. Jezus zadaje to pytanie komuś, kto właściwie przystępuje do poprawki, kto pierwszego egzaminu nie zaliczył.

Chrystus rozkłada pytanie na trzy części. Czyni to z tego względu, że jest ono najważniejsze, a ponadto nawiązuje do poprzednich trzech pytań zadanych Piotrowi na dziedzińcu pałacu arcykapłańskiego.

Jezus odwołuje się do kondycji Piotra. Pyta go w pierwszej wersji czy jest w stanie miłować Go więcej, aniżeli ci. To znaczy, czy jest w stanie bezinteresownie, z porywu serca, które całkowicie chce oddać się Panu na służbę, kochać Go. Piotr odpowiada zupełnie z innej perspektywy: Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. To znaczy – Panie, Ty wiesz, że jestem Ci przyjacielem. Ta odpowiedź zawiera wyraźną sugestię: Na taką miłość – bezinteresowną i ofiarną – w tej chwili nie jestem w stanie się zdobyć.

Chrystus ponawia to pytanie i znów mówi: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? Czy rzeczywiście ta miłość jest bezinteresowna, czy może być bezinteresowna u ciebie? Piotr odpowiada: Panie, Ty wiesz. Ja wiem, Ty wiesz, że jestem dla Ciebie przyjacielem.

Zaskakująca scena rozgrywa się wtedy, gdy Jezus schodzi do poziomu Piotra i zadaje trzecie pytanie: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie? Czy jesteś Mi przyjacielem? Piotr, dotknięty do żywego, smuci się, że po raz trzeci słyszy to pytanie. Mówi: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Ty wiesz, że jestem Ci przyjacielem. Ty wiesz, że obecny stan mojej wiary, nadziei, a nade wszystko miłości, zdobywa się właśnie na taki odruch. Jestem Ci przyjacielem.

Dlaczego Chrystus pyta, przecież – zauważa Piotr – wszystko wie? – Chrystus pyta, bo chce poznać wersję wydarzeń, przeżyć, doświadczeń Piotr. Chce to usłyszeć z jego ust. Wszechwiedzący Bóg zainteresowany jest i zaciekawiony wersją wydarzeń, przeżyć, które dzieją się w sercu człowieka. Powiedz mi, jak to odbierasz? Powiedz mi, jak to przeżywasz? Wypowiedz to z siebie...

To, co się dzieje podczas niezwykłego dialogu Jezusa z Piotrem, to proroctwo czy zapowiedź, którą Chrystus podkreśla: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz.

Krotko mówiąc: Piotrze, przyjdzie taki czas, że i ty zdobędziesz się na bezinteresowną miłość, że takiej miłości się nauczysz. Potrzebny był niezdany egzamin na wewnętrznym dziedzińcu u arcykapłana, kiedy byłeś trzykrotnie pytany przez sługi i służące. Potrzebne było, Piotrze, to, żebyś pękł i płakał – prawdziwy mężczyzna, nigdy nie płacze? – Bzura! Potrzebne było, Piotrze, żebyś przeżył wstrząs, kiedy patrzyłeś na pusty grób i potrzebne było wszystko, co działo się dalej w twoim życiu, nawet gdy nie do końca to rozumiałeś. Nawet gdy pojawiały się chwile bardzo trudne. Potrzebne było Piotrze, żebyś oddał swoje życie za Mnie.

Pytanie, które Chrystus zadał Piotrowi, skierowane jest również do nas.

Droga siostro, drogi bracie, jak jest z twoją miłością? Co z twoim przyjmowaniem miłości od Boga – mądrej miłości, wychowującej, która potrafi dać klapsa, ale też przytulić?

Jak jest z przyjmowaniem tej miłości?

Na jakim etapie odkrywania miłości, uczenia się jej, jestem dziś?

Pytanie to zadaje nam Chrystus. Jest ciekawy, co odpowiemy. Oby nam się udało udzielić odpowiedzi. Oby nie czekał na nią zbyt długo. Oby w naszych sercach, tak bardzo spragnionych pokoju, odpowiedź wypowiedziana dziś bądź w najbliższych dniach była początkiem dalszego etapu uczenia się miłości, która nigdy się nie skończy. Nigdy nie zostanie odwołana.

W tej miłości pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski