"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z XVIII Niedzieli zw. "C" (5.08.2007)

Mądrość życia

Koh 1,2;2,21-23; Ps 95; 3,1-5.9-11; Łk 12,13-21

Kłopoty z życiem – kto ich nie ma? Jak żyć, gdzie żyć, jak dbać o życie, jak je rozwijać, jak sprawić, żeby było lżejsze, przyjemniejsze i żeby miało głęboki sens? Nie jesteśmy pierwszym pokoleniem stawiającym takie pytania i odkrywającym w sobie podobne wątpliwości. Wpisujemy się w szereg pokoleń, które próbują się mierzyć z życiem, odpowiadać na trudne pytania mniej lub bardziej trafnie, a swoje przemyślenia przekazywać następcom. My też mamy swoje pięć minut, dlatego wypadałoby w ten świat coś wnieść i przekazać innym. W kontekście pytań o życie – czym ono jest, a czym nie jest, co mu sprzyja, a co szkodzi – winniśmy wcisnąć swoje trzy grosze.

Panie, dzięki Świętemu Duchowi słowo staje się żywe. Poślij nam Twojego Ducha właśnie teraz – w tę kondycję naszego umysłu i serca, aby życie, które z Twojego słowa tak obficie do naszych umysłów i serc jest skierowane, znalazło dobrą, żyzną glebę.

Kłopoty z życiem – kto ich nie ma? Jak żyć, gdzie żyć, jak dbać o życie, jak je rozwijać, jak sprawić, żeby było lżejsze, przyjemniejsze i żeby miało głęboki sens?

Nie jesteśmy pierwszym pokoleniem stawiającym takie pytania i odkrywającym w sobie podobne wątpliwości. Wpisujemy się w szereg pokoleń, które próbują się mierzyć z życiem, odpowiadać na trudne pytania mniej lub bardziej trafnie, a swoje przemyślenia przekazywać następcom. My też mamy swoje pięć minut, dlatego wypadałoby w ten świat coś wnieść i przekazać innym. W kontekście pytań o życie – czym ono jest, a czym nie jest, co mu sprzyja, a co szkodzi – winniśmy wcisnąć swoje trzy grosze.

Dzisiejsze słowo Boże kreśli przed nami obraz mędrca Koheleta też przyglądającego się życiu. Przywykliśmy traktować go jako marudę, który jedyne, co wymyślił, to marność nad marnościami. Głębsza analiza czy też uważniejsza lektura księgi pozwala nam odkryć w Kohelecie głębokiego myśliciela. Nie tylko odkrywa on, że wszystko, co go otacza, jest marnością, tchnieniem, przelotną chwilą, ale wypowiada też bardzo istotną prawdę, że wobec tej marności jest tylko jedna radość: tak używaj chwili dziejącej się teraz, żebyś cieszył się nią w pełni i intensywnie ją przeżywał, pamiętając, że we wszystkim Pan Bóg będzie chciał dojść z tobą do porozumienia, rozliczyć się, dogadać, osądzić. Nawet jedząc czy pijąc, ciesz się tym, że jest w tobie życie.

To jest tajemnica, którą odkrywa Kohelet, nawet kiedy mówi dziś w tym dobijającym fragmencie: Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami, wszystko marność.

Słowa te pozwalają nam jednak spojrzeć na rzeczywistość tego, co dla nas dziś jest wartością, a co winno być marnością. Przyglądając się pracy, mędrzec mówi: Jest nieraz człowiek, który w swej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością – jest kompetentny, przedsiębiorczy – a udział swój musi on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu. To także jest marność i wielkie zło.

Nie ma się co przywiązywać do pracy i jej owoców. To jest marność. To przeminie.

Cóż bowiem ma człowiek z wszelkiego swego trudu i z pracy ducha swego, w której mozoli się pod słońcem? Co z tego masz? Co mam z tego, co teraz robię?... Co z wczesnego wstawania rano?... Co mam z tego oprócz zmęczenia, niewyspania, znużenia i twarzy takiej, że pożal się Boże?... Co mam z tego w tej chwili?... Co odkryję teraz?...

Prawdziwa wartość jest gdzieś głębiej. Prawdziwa wartość znajduje się gdzieś dalej, niż tylko to, co widzą nasze oczy, gdzieś głębiej, niż to, co w tej chwili widać. Duch ochoczy, ciało słabe.

Wszystkie dni jego są cierpieniem i zajęcia jego utrapieniem. Nawet w nocy serce jego nie zazna spokoju. To także jest marność. To także jest środek do odkrycia pełni radości. Intensywnie przeżywaj – powiada Kohelet – to, co robisz, byś nauczył się przeżywać wieczność, byś do niej zmierzał i w niej odnalazł pełnię swojego życia. Naucz się teraz przeżywać intensywnie.

Taką mądrość przekazuje Kohelet, który absolutnie nie jest marudą.

Zatroskanie o życie i ciągła pogoń, nieobca uczestnikom spotkań z Jezusem, naprowadza ich na pytanie, które stawiają Mu wprost. Są w biegu życia, słyszą, że Jezus jest Nauczycielem, więc ktoś z tłumu woła do Niego: «Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem».

Jezus reaguje przedziwnie. Wydawać by się mogło, że można Mu przedstawiać wszystkie sprawy, bo jest Bogiem, który powinien zająć się każdym szczegółem, że nic nie jest Mu obce. Tymczasem pojawia się zaskakująca odpowiedź: «Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?»

Jezusowa odpowiedź, która ma cechy szorstkości, rozszyfrowuje pytającego, rozszyfrowuje jego pytanie, rozszyfrowuje serce. Jezus dostrzega przywiązanie tego serca do rzeczy materialnych, czyli swego rodzaju chciwość. Pytający chce wciągnąć Pana Boga w prywatne interesy, w biznes – i to jeszcze w taki biznes, który jemu wyjdzie na korzyść.

Jezus odkrywa w tym człowieku chciwość. Okrywa użycie Jego Osoby – Osoby Mesjasza, Zbawiciela – do spraw, które nie naprowadzają na Królestwo Niebieskie i w tym momencie mu nie służą. Nie dlatego, że są to pieniądze, bogactwo, ale dlatego, że jest tam przywiązanie serca. Człowiek przywiązuje serce do rzeczy materialnych.

«Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?» – pyta Jezus. Jest zainteresowany człowiekiem i jego pytaniem, bo za chwilę mówi w przypowieści, czyli chce uruchomić myślenie.

«Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia». Mówi to w kontekście podziału spadku, który ma się dokonać między braćmi.

Przypominam sobie sytuację stanowiącą bardzo praktyczny komentarz do tej sceny. Kiedyś prowadziłem pogrzeb. W parafii był zwyczaj, że rodzina zbierała się w tak zwanym Ogrójcu, gdzie prowadzono wstępne modlitwy. Kiedy tam dochodziłem, usłyszałem krzyki. Nie było to jakieś zawodzenie czy ból, tylko kłótnia. Gdy podszedłem bliżej, ktoś zawołał: „Uspokój się, bo ksiądz idzie!” – „A co mnie ksiądz obchodzi! Oddajcie te pieniądze!”

W obliczu szacunku dla zmarłego i w obecności Jezusa, który przychodzi w Eucharystii, żeby przelać swoją Krew, gdy zebrana rodzina modli się, ważniejszy stał się podział pieniędzy...

Nie są to problemy oderwane od rzeczywistości dnia dzisiejszego i nie tylko chodzi o tak skrajne reakcje.

Jezus opowiada przypowieść, w której fantastycznie ilustruje prawdę podawaną dzisiaj przez wielu psychologów: człowiek może zakochać się w rzeczach materialnych i jest wtedy najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo rzeczy materialne absolutnie nie są w stanie odwzajemnić uczuć. Można zakochać się w pieniądzach, można się do nich przywiązać. Można zakochać się w substancjach chemicznych. Można zakochać się w rzeczach materialnych i zabiegać o nie, jak o miłość.

Jezus, opowiadając tę przypowieść, przedstawia człowieka, który właściwie sam z sobą rozmawia, sam sobie stawia pytania, sam sobie udziela odpowiedzi. W kontekście sukcesu, który go spotkał, jeszcze bardziej chce rozszerzać swoją miłość do rzeczy. I słyszy bardzo mocne ostrzeżenie – pytanie ze strony Boga: Głupcze – niewiele razy spotykamy to słowo w wypowiedziach Jezusa – jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?

Niezwykle mocne jest również to, że nie ma tu straszenia sądem, jakiegoś niepraktycznego tłumaczenia błędu, w którym tkwi człowiek. Jest za to bardzo dosadne pytanie: komu więc przypadnie to, coś przygotował? Nad czym ty się w ogóle trudzisz? Dla kogo właściwie zbierasz? Co masz w tym momencie za bogactwa? Przecież przyjdzie moment odejścia. Z czym odejdziesz? Pytanie stare jak świat.

Jezus mówi: Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem.

Nasuwa się nam dzisiaj pytanie, które powinno rozbrzmieć w naszych uszach i znaleźć odpowiedź: Co się dzieje z tym bogactwem?

Z czym dziś, w tej chwili, mógłbym stanąć przed Bogiem?

Czego się dorobiłem?

Co za bogactwo niosę w sobie, w swoim sercu, w swoich rękach?

Jakie mam straty?

Są to pytania bardzo jasne i zdecydowane. Uciekać przed nimi to znaczy uciekać przed życiem, przed właściwym spojrzeniem na życie.

Właściwe spojrzenie na życie to spojrzenie Jezusa, który otwiera nam niebo, wstaje z grobu i zachęca nas: jeżeli przyjmujemy Jego wersję wydarzeń i Jego mądrość, jeśli razem z Chrystusem powstaliśmy z martwych, szukajmy tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążmy do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi.

Rozważamy to słowo, by ponownie przetrzeć oczy. By zobaczyć budzący się dzień, rozpraszający ciemności mroku, i ponownie przyjrzeć się otwartemu niebu, które naprawdę jest dla nas, gotowe nas przyjąć po czasie wyznaczonym nam na ziemi.

Konieczność dążenie ku niebu to podstawowa prawda, którą powinniśmy wynieść ze spotkań z Panem. Nie jesteśmy pozbawieni obecności Jezusa. On przebywa z nami w Duchu Świętym. Dążenie ku niebu powinno zobowiązywać do konkretnych postaw.

Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem – oddawaniem chwały bóstwom. To jest uganianie się za bałwanami. Sami stajemy się bałwanami, jeżeli oddajemy im cześć i kult.

Św. Paweł jest bardzo praktyczny, bo patrząc na dążenia Kolosan, dodaje zaraz: Nie okłamujcie się nawzajem, boście zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga.

Nie okłamujcie się nawzajem.

Na ile moim zachowaniem wnoszę w życie prawdę o dążeniu ku niebu?

Na ile swoją postawą pokazuję, że umieram z Chrystusem i z Nim powstaję do życia, do Chrystusa zmierzam i chcę patrzeć na to, co w górze?

Na ile moja postawa jest kłamliwa, pozorna, niezaangażowana w to dobro, które Pan obficie zasiewa, bo gromadzi nas wokół siebie właśnie po to, aby nas wciąż na nowo odnawiać ku głębszemu poznaniu Boga?

Na ile wchodzę w następny etap odnowienia, głębszego poznania Boga?

Tu już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus.

Pana interesuje czy stajemy się Jego obrazem i podobieństwem. On patrzy na nas przez pryzmat miłości, która nas stworzyła. Nie robi żadnych różnic.

Dziękujmy Panu za to, że mówiąc o życiu, ukierunkowuje nas na wieczność. Bo nasze życie zazna prawdziwej szczęśliwości i pokoju, jeśli będzie zmierzało w tamtą stronę. Dziękujmy Mu, że tak mocno zaangażował się w prowadzenie nas, tak głęboko prowadzi zasiew słowa, abyśmy z dążeniem ku górze ruszyli w świat, ruszyli w nasze życie. Dziękujmy Mu za to, że nie robiąc różnic między nami, do wszystkich przemawia tak, jak prawdziwy Przyjaciel i wobec wszystkich okazuje swoją mądrą miłość.

Panie, dziękujmy Ci, że uwzględniasz nasze słabości, opór, grzech i przychodzisz ze swoją miłością, która nas oczyszcza. Dziękujemy Ci, że zmartwychwstałeś i hojnie rozdzielasz życie również i teraz.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski