"...Dobrym Słowem" - z XXIV Niedzieli zw. "C" (16.09.2007)

Zagubieni, odnalezieni,

powracający...

Wj 32,7-11.13-14; Ps 51; 1 Tm 1,12-17; Łk 15,1-32

Powinna być dzisiaj jeszcze jedna przypowieść, ale nie napisze jej już św. Łukasz. Tę przypowieść – co bardzo wyraźnie sygnalizuje nam dzisiejsza Ewangelia – musi napisać każdy z nas. Dotyczy ona naszego zagubienia. Jezus nie opowiada tego, co dziś usłyszeliśmy, ot tak. Co jest naszym ostatnim zagubieniem? W czym się pogubiliśmy? Jeżeli nasza współpraca z Bożym słowem ma przebiegać owocnie, jeśli słowo rzeczywiście ma do nas trafić, to musimy wpisać tu swoje ostatnie, najtrudniejsze zagubienie, które nam towarzyszy.

Bóg jest bardzo konsekwentny w szczerości względem swoich wyznawców. Dzisiaj dzieli się z nami tym, co sprawia Mu największą radość, co porusza całe niebo, co sprawia, że i Bóg ma na twarzy uśmiech.

Wiedzę o poruszeniach Serca Ojca udostępnia w sposób niezwykle trafny Jego Syn, Jezus Chrystus. On ciągle zmierza do Jerozolimy, punktu, w którym ukaże pełnię potęgi miłości Ojca. Wędrują za Jezusem rozmaici ludzie z różnymi intencjami, zamierzeniami, spostrzeżeniami na Jego temat.

Spośród wszystkich słuchaczy na pierwszy plan wysuwają się dziś celnicy i grzesznicy. Znakomita większość społeczeństwa, które uważało się za pobożne, tymi ludźmi po prostu gardziła, nie liczyła się z nimi. Były takie zawody – między innymi szczególnie celnicy, ale także pasterze – których podejmowanie równało się byciu grzesznikiem. Dotyczyło to celników, bo okupant rzymski, żeby nie brudzić sobie rąk zbieraniem pieniędzy, wynajmował tych spośród Żydów, którzy szli na współpracę, aby skrupulatnie zbierali pieniądze, a oni ogromnie się też z tego tytułu bogacili.

Słyszymy dziś, że celnicy i grzesznicy idą za Jezusem, aby Go słuchać. Ewangelista sugeruje niejako, że przeliczania pieniędzy to dla nich jakby za mało. Czegoś im brakuje. Idą Go słuchać. Jeszcze czegoś chcą.

Idą też za Nim – co ewangelista Łukasz podkreśla z całą stanowczością – faryzeusze i uczeni w Piśmie, ludzie pobożni, bardzo skrupulatnie przestrzegający wszystkich rozporządzeń, nauk wypływających z Pisma i z komentarzy do tego Pisma. Słuchają Jezusa. We współczesnych realiach moglibyśmy śmiało nazwać ich potencjalną komisją śledczą, bo cel tego słuchania jest jeden: znaleźć coś, żeby Go oskarżyć, ośmieszyć, wykazać, że jest kolejnym fałszywym Nauczycielem, który kompletnie nic nie wniesie w życie. Może przynieść tylko zamęt.

Szemrzą przeciw Niemu. Szemranie oznacza jawne i zdecydowane wypowiadanie się przeciwko jakiemuś dobru, które w Biblii jest rozumiane jednoznacznie i ma jedno źródło: jest Nim Bóg. Zatem szemranie to wypowiadanie się przeciw Bogu. Naród szemrał na pustyni. Szemrzą faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten – możemy sobie wyobrazić ton głosu. O, to jest ta, zobacz... To ten, chyba go nasz... O nim już całe osiedle mówi... – «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Nie jest to komplement w ich ustach.

Chrystus właśnie w tych okolicznościach opowiada przypowieści, czyli historie z życia wzięte, których celem nie jest oskarżenie kogokolwiek. Oskarżyciel jest jeden: demon. Bóg nie oskarża. On chce skłonić do refleksji wszystkich słuchaczy, a więc i celników, i grzeszników, i faryzeuszy, i uczonych w Piśmie. Zachęca ich do konkretnych działań i decyzji.

Przyjrzyjmy się trzem motywom występującym w tych przypowieściach, nie analizując ich tak bardzo dokładnie. Są to motywy pojawiające się w życiu każdego człowieka, a już na pewno tego, kto w szczerości przygląda się swoim poczynaniom, swojemu życiu, swojej kondycji i przysłuchuje się słowom, jakie na temat życia ma Bóg.

Motyw pierwszy: zagubienie. O zagubieniu Jezus mówi w każdej z trzech czytanych dziś przypowieści. Najpierw mamy przed oczami pasterza przeliczającego swoje stado owiec. Stwierdza on, że jest ich dziewięćdziesiąt dziewięć, a było sto. Podejmuje niezwykle trudną do zrozumienia – kiedy na chłodno kalkuluje się to zachowanie – decyzję, a mianowicie, zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć na pustyni i idzie za zagubioną. Szuka jej, aż ją znajdzie. Gubi się jedna owca ze stu. Kalkulacja wydaje się na chłodno bardzo jasna: cóż, trudno, zgubiła się, odeszła, tak bywa, takie jest życie... Ktoś się gubi, ktoś się znajduje. Taka jest kalkulacja ludzka.

Drugie zgubienie pojawi się w drugiej przypowieści. Kobieta ma dziesięć drachm. Drachma to odpowiednik monety, którą płaciło się za dzień roboczy. Nie jest to jakaś fortuna, ale na ulicy też nie leży. W każdym razie jest to kwota, która się zgubiła. Drachma to odpowiednik denara. Kobieta mając dziesięć drachm, gubi jedną. Niby niewiele, ale rusza ją to i nie daje jej spokoju. Drachma wydaje się niewielką kwotą, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że faryzeusze i uczeni w Piśmie – jak powie w innym miejscu ewangelista – byli chciwi na grosz, to zauważymy, że ta przypowieść trafia do nich mocniej, szczególniej. Mówienie o pieniądzach bardziej ich porusza.

Trzeci motyw zagubienia występuje w przypowieści, którą komentatorzy określają rozmaicie: o marnotrawnym synu, o marnotrawnych synach, a nawet o marnotrawnym ojcu, bo marnotrawi on swój majątek, rozdając dziecku, które nie jest gotowe, żeby nim zarządzać, bo go straci. Tu gubi się młodszy syn. Ale gubi się też starszy. Pogubił się w tym, co robi. Jest obecny w domu, ale jakby go nie było. Ojciec gubi obydwu synów, chociaż ma względem nich serce pełne miłości.

Powinna być dzisiaj jeszcze jedna przypowieść, ale nie napisze jej już św. Łukasz. Tę przypowieść – co bardzo wyraźnie sygnalizuje nam dzisiejsza Ewangelia – musi napisać każdy z nas. Dotyczy ona naszego zagubienia. Jezus nie opowiada tego, co dziś usłyszeliśmy, ot tak.

Co jest naszym ostatnim zagubieniem?

W czym się pogubiliśmy?

Jeżeli nasza współpraca z Bożym słowem ma przebiegać owocnie, jeśli słowo rzeczywiście ma do nas trafić, to musimy wpisać tu swoje ostatnie, najtrudniejsze zagubienie, które nam towarzyszy.

Jezus bardzo mocno stawia przed nami ten motyw, podkreślając, że zagubienie towarzyszy człowiekowi.

Zagubienie towarzyszyło ludziom uznanym za Naród Wybrany. Mieli oni poczekać jakiś czas, aż ich przywódca, Mojżesz, wróci z góry Synaj, bo rozmawia tam z Bogiem. Zamiast czekać wytrwale, pogubiwszy się, utworzyli sobie posąg cielca ulany z metalu. Odwrócili się od Boga. Przyglądali się temu, co było dziełem ich rąk, co nie mogło ich zbawić. Nakleili etykietę zastępczą. W tym kontekście znów pojawia się pytanie o nasze zagubienie. Jakie „bóstwo” najczęściej pochłania nam ogromną ilość czasu?

Motyw zagubienia przebija z niezwykle ujmującego wyznania, jakie czyni Paweł apostoł Tymoteuszowi – młodemu biskupowi Efezu, którego kształtuje, do którego pisze list. Paweł przywołuje swój życiorys prześladowcy, bluźniercy i oszczercy, człowieka z ogromnym zapałem niszczącego Kościół Chrystusowy.

Apostoł przedstawia siebie w niezwykły sposób, przyznając się do zagubienia. Spróbujmy z całą stanowczością nazwać własne zagubienie. To jest miejsce , w którym możemy się spotkać z Bogiem. Jeśli tego nie zrobimy, możemy uznać czytane dziś przypowieści za nic nie znaczące opowiadanka, baśnie dla dzieci.

Drugi motyw związany z dzisiejszym słowem dotyczy starannego i pełnego wysiłku poszukiwania. Pasterz szuka jednej zagubionej owcy. Udaje się na pustynię, w odległe miejsca, podejmuje trud. Odnalezienie kogoś kosztuje. Powrót do pokoju i jedności kosztuje, kiedy grzech rozbija. To wymaga wysiłku. Słowo mówi o tym z całą stanowczością.

Pasterz idzie i szuka, aż znajdzie. Kobieta zapala światło, moglibyśmy powiedzieć, że przewraca dom do góry nogami. Szuka starannie, aż znajdzie.

Otrzymujemy bardzo ważny sygnał: poszukiwanie, tak jak zagubienie, powinno nam w życiu towarzyszyć. Każdy może się zagubić. Każdy jest wezwany do starannego poszukiwania i odnajdywania. Nie chodzi tylko o takie gesty, jak odezwanie się do kogoś podczas konfliktu. – Jak mi nie odpowie, to więcej nie spróbuję... – Trzeba starannie szukać nowego dojścia do relacji z osobą, z którą jestem podzielony, z samym sobą. Mam przewrócić cały porządek swojego dotychczasowego świata, by podjąć rzeczywistą, staranną, pełną serca i życzliwości troskę o odnalezienie relacji z kimś, z kim się ją zagubiło. Nie jest to proste.

W trzeciej przypowieści ojciec szuka obydwu synów. Czeka. Nie organizuje żadnej dodatkowej pomocy tam, gdzie udał się młodszy syn. Nie przeszkadza dziecku dochodzić do wniosków. A syn wnioski wyciąga. Też szuka. Okazało się, że „przyjaciele” odeszli, kiedy skończył się majątek, że się upodlił, ześwinił. Chciał jeść to, co jedzą świnie. Zatem szuka. Zastanawia się i szuka.

Ojciec szuka czekając, a czeka z ogromną tęsknotą. Jak mówi ewangelista Łukasz: Gdy był jeszcze daleko – powracający młodszy syn – ujrzał go jego ojciec – czekał – i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. Przerwał mu spowiedź, bo syn przygotował formułkę: to ma być tak, muszę się usprawiedliwić. – To nie ty się usprawiedliwiasz, dziecko. Ja cię usprawiedliwiam.

Ojciec organizuje powitanie dla syna. Wychodzi także do zbuntowanego, pozornie bliskiego starszego brata. Starszy syn tylko z pozoru był blisko ojca. To była bliskość z przyzwyczajenia. Tam już wygasła miłość.

Pytam kiedyś młodego człowieka: Jak żyjesz? – Z przyzwyczajenia. – Wygasa życie.

Starszy brat jest przy ojcu z przyzwyczajenia. Dlatego ma pretensje.

Motyw szukania obecny jest także w przypadku narodu izraelskiego, kiedy Bóg decyduje się zostawić go na pastwę losu. Jak nie chcą, to niech nie mają. Mojżesz natomiast usilnie błaga Boga. Apostoł Paweł także jest szukany przez Chrystusa.

Ostatnia kwestia to święto, radość z odnalezienia. Pasterz, znajdując zgubioną owcę, bierze ją z radością na ramiona. Ona sama nie wróci, trzeba jej pomóc. Nie wystarczy ją znaleźć, trzeba jeszcze umożliwić powrót.

A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła".

Z odnalezieniem wiąże się radość. Trzeba się cieszyć, jeżeli człowiek się odnajduje i jeżeli odnajduje innych.

Kobieta znalazłszy drachmę, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam".

Ojciec, który odnajduje dziecko, urządza dla niego ucztę.

Odnalezienie rodzi radość. Bóg przez te obrazy daje nam bardzo wyraźny sygnał: cieszy się z powrotu. Siostrze Faustynie powie nawet: Nie tak bolą mnie wasze grzechy, jak to, że nie chcecie wracać. Cieszy się z powrotu. Radość Boga natychmiast udziela się człowiekowi, który Go szuka i pozwala się odnaleźć.

Radość odnalezienia towarzyszy Pawłowi, który idzie i odważnie głosi słowo Boże. Radość odnalezienia towarzyszy ojcu, pasterzowi, kobiecie. Bóg ma prawo cieszyć się nami. Ma prawo cieszyć się stylem naszego życia. Chce się nami cieszyć.

Czas na podsumowanie i końcowe wnioski: Każdemu może się zdarzyć – i zdarzy się – pogubić w życiu. Każdy z nas, choćby nie wiadomo jak przysięgał, że nigdy więcej, niestety może ulec i często ulega ponownemu zagubieniu. Ale problem nie polega na tym, że upadamy, gubimy się. Każdy z nas jest wezwany do odkrycia tego, że Bóg nie przestaje go szukać i że jedynie Bóg może go odnaleźć, jeżeli tylko człowiek sam podejmie wysiłek zastanowienia się, refleksji, wzięcia sobie do serca pytania, gdzie się zgubił. Gdzie dziś powinienem się odnaleźć?

Faryzeusze wyszli z założenia, że to słowo nie do nich jest skierowane. Oni się nie zgubili. Są w porządku.

Bóg tęskni za radością z odnalezienia. Dzieli się nią z nami. Chciałby, żebyśmy wprowadzali ją w życie.

Czasem można mieszkać w jednym domu i kompletnie się nie szukać, nie widzieć, mijać. Można się zagubić. Pamiętam historię młodego człowieka – obecnie już męża i ojca – który na dwa dni zniknął z domu, bo miał dość obojętności ojca. Nie był to czyn, który należy chwalić, ale tak zareagowało jego serca. Ojciec miał na głowie i w sercu jedynie rozkręcanie biznesu. Problem nie polegał na tym, że prowadził interesy, że to zajmowało mu większą część czasu, bo jeśli ktoś ma firmę, to musi się nieźle nagimnastykować, żeby ona prosperowała. Chodziło o to, że tak się zajął interesami, że nie zauważał w domu swoich najbliższych. Ten młody człowiek opowiadał, że ojciec nawet nie wiedział, do której klasy syn chodzi. Nie był w stanie zidentyfikować jego szkoły. Można się niestety zagubić w domu i mijać się.

Zapytajmy o nasze domowe relacje. Na ile jesteśmy blisko siebie?

Z dzisiejszego słowa wynika również kwestia powrotu. Dopóki żyjemy, dopóki chodzimy po tym świecie, zawsze możemy powrócić. Ta radosna nowina, którą daje nam dziś w Ewangelii sam Chrystus, jest dla nas wezwaniem do tego, byśmy sami dawali sobie szansę powrotu i nie odbierali jej innym, nawet tym, których, po ludzku rzecz biorąc, nie mamy ochoty tolerować. Skoro Bóg patrzy na nas i nie tyle nas toleruje, co nieustannie troszczy się o nas i nas kształtuje, przynagla, to o ileż bardziej my powinniśmy to robić.

Dziękujemy Ci, Panie Jezu, za Twoje żywe słowo.

Pozdrawiam w Panu –

ks. Leszek Starczewski