"...Dobrym Słowem" - z poniedziałku XXIV tyg. zw. "I" (17.09.2007)

Zadziwić Boga

1 Tm 2,1-8; Ps 28; 1 Kor 11,17-26.33; Łk 1-10.

Wypowiedź setnika jest tak szczera, tak osadzona w rzeczywistości i tak naturalna, że ujmuje samego Chrystusa. Najwyraźniej w świecie setnik przeanalizował to, co usłyszał. Przeniósł to na swoje realia. – Mnie się coś udaje, mam pod sobą żołnierzy, rozkazuję, a co dopiero Ty? Nie trudź się. Proszę, zrób to na odległość. Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się. Moglibyśmy powiedzieć, że Jezus z zaskoczenia szerzej otwiera oczy. Zadziwił się. Tak, wiarą można zaskoczyć Boga. Jeżeli ktoś zna życie, a dalej wierzy, jest to zadziwiające, niebywałe w tych warunkach. W pobliżu przecież pachnie śmiercią, bo choruję ceniony przez setnika sługa. Śmierć jest blisko. Zbliża się tragedia. Pachnie katastrofą, pachnie końcem. W tych warunkach setnik stawia wszystko na jedną kartę.

Panie, walcz w nas mocą Świętego Ducha, abyśmy rozpoznali Twą obecność, doświadczyli, że jesteś w Twym słowie. Spraw, abyśmy Ciebie tu widzieli, słyszeli, ku Tobie nakłonili ucho, serce, Tobie pozwolili mówić innym, że to Ty jesteś, przez nasze spojrzenia, nasze życie.

Tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego; każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne.

Nie jest to stwierdzenie rozwiązujące sprawę czy też będące wszystkim, co Chrystus ma do powiedzenia. Pamiętamy, że wypowiada te słowa nocą do Nikodema, który do Niego przychodzi. Jest to niejako program życia Jezusa i będzie On robił dokładnie wszystko, żeby wzbudzić w ludziach wiarę, żeby rzeczywiście w Niego uwierzyli. Żeby ci, którzy przez wiarę będą wsłuchiwać się w to, co mówi, co robi, co pokazuje, odkryli miłość Ojca. On daje swoje jedyne Dziecko, żebyśmy mogli mieć życie wieczne, żeby ci, którzy uwierzą, dostąpili zbawienia.

Nie jest to zatem jakieś powiedzonko, piękny tekst, który można później zapisać na kartce i komuś wysłać. Od tego zdania właściwie zaczyna się cała działalność Jezusa. On zrobi wszystko, żeby tę wiarę wzbudzić.

Słyszy o Jezusie człowiek, o którym można śmiało powiedzieć, że jest traktowany jak poganin. Fakty przemawiają za tym, że chociaż jest poganinem, Rzymianinem, setnikiem, to najprawdopodobniej odznacza się przychylnością dla narodu izraelskiego. Dowiadujemy się, że zbudował nawet synagogę.

Słyszy on, że Chrystus działa z niezwykłą mocą. Wierzy w tę moc i to wierzy bardzo pokornie. Zdaje sobie sprawę, że ta moc jest udzielana, ale o tym, czy zostanie udzielona i komu, decyduje sam Bóg. W relacji Łukasza – czego nie znajdziemy na przykład u Mateusza – jest niezwykle precyzyjnie podane, jak setnik z tą wiadomością się obejdzie.

Przychodzą do Jezusa z prośbą starsi żydowscy. Przedziwna sytuacja. Chrystus raczej nie jest Kimś, kogo chcą słuchać. Jeżeli Go słuchają, to, jak wiemy, w jednym celu: aby Go zgładzić, złapać na słowie. Teras zaś, niejako chcąc nie chcąc, wyznają wiarę. Motywacja nie jest może najczystsza, bo namawiają Jezusa do wysłuchania prośby, argumentując, że setnik godzien jest, kocha bowiem nasz naród i sam zbudował nam synagogę. Spójrz na Jego czyny.

Tak przedstawiają powód, dla którego Jezus powinien pomóc Rzymianinowi, ale niejako wyznają przez to wiarę.

Jezus nie gardzi tą motywacją. Nie mówi: zmieńcie wasze motywacje, dopiero wtedy porozmawiamy. Idzie uzdrowić sługę setnika, bo nadarza się niebywała okazja, żeby uzmysłowić narodowi izraelskiemu, czyli tym, którzy już dobrze czują się w wierze – choć, jak się okaże, w wielu sytuacjach nie mają z Bogiem nic wspólnego poza formalizmem – że Bóg pragnie wszystkich doprowadzić do zbawienia. Chce trafić do wszystkich, którzy uwierzą głupstwu głoszenia słowa. Uwierzą, że w chwili, kiedy łamiemy chleb słowa, wyjaśniamy je, dokonuje się umocnienie naszej wiary, uczestniczymy w spotkaniu, którego celem jest pokrzepienie nas na drodze życia.

Setnik rzeczywiście w to wierzy – wierzy bardzo pokornie. Nakreślona przez Łukasza jego charakterystyka, świadcząca o niebywałej pokorze, mówi o tym z całą stanowczością.

A gdy już byli niedaleko domu, setnik wysłał do Niego przyjaciół z prośbą: «Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. I dlatego ja sam nie uważałem się za godnego przyjść do Ciebie».

To nie jest kokieteria ani gra aktorska. To nie są podchody pod Jezusa, żeby ładnie wypaść. Skąd o tym wiemy? – Bo Jezus się zadziwił, że można aż tak uwierzyć. Że można aż tak oprzeć się na słowie, na tym, co się usłyszało. Że można aż tak zainwestować w wiarę, postawić wszystko na jedną kartę i jednocześnie zdać się na decyzję Boga: Panie, Ty zdecydujesz.

Lecz powiesz słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony.

Szczerość i pokora setnika jest niebywała, a jednocześnie naturalna, oparta na jego sposobie widzenia świata, szczera wobec Chrystusa – o czym świadczy zastosowane porównanie: Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: "Idź", a idzie; drugiemu: "Chodź", a przychodzi: a mojemu słudze: "Zrób to", a robi. I mnie się coś udaje.

Wypowiedź setnika jest tak szczera, tak osadzona w rzeczywistości i tak naturalna, że ujmuje samego Chrystusa. Najwyraźniej w świecie setnik przeanalizował to, co usłyszał. Przeniósł to na swoje realia. – Mnie się coś udaje, mam pod sobą żołnierzy, rozkazuję, a co dopiero Ty? Nie trudź się. Proszę, zrób to na odległość.

Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się. Moglibyśmy powiedzieć, że Jezus z zaskoczenia szerzej otwiera oczy. Zadziwił się. Tak, wiarą można zaskoczyć Boga. Jeżeli ktoś zna życie, a dalej wierzy, jest to zadziwiające, niebywałe w tych warunkach. W pobliżu przecież pachnie śmiercią, bo choruję ceniony przez setnika sługa. Śmierć jest blisko. Zbliża się tragedia. Pachnie katastrofą, pachnie końcem. W tych warunkach setnik stawia wszystko na jedną kartę. Naturalnie, analizuje swoje możliwości i możliwości Mistrza, Nauczyciela, o którym słyszał. Słuchał słowa. Poddaje się pod dyspozycję Jezusa, nie czuje się godzien, żeby wychylić nosa z tych trudnych spraw. Po prostu woła stamtąd, posyła posłańców.

«Powiadam wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu».

Przypomina mi się wyznanie jednego muzułmanina, który twierdził, że gdyby w jego wierze Bóg był tak bliski, jak u nas w tabernakulum, to on by z kolan nie wstał. Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu.

Kościół ma szczęście głosić słowo Boże, które jak miecz obosieczny pozbawia złudzeń, nazywa rzeczy po imieniu, stawia nas w rzeczywistości niezwykłej obecności Boga. Mamy zaszczyt należeć do Kościoła głoszącego słowo, które daje nam Jezusa zaangażowanego w nasze życie, żeby było ono udane.

Powinniśmy postawić sobie pytanie: Jak wielką wiarę po tylu pochyleniach się nad słowem znajduje w nas dzisiaj Pan?

Jaka jest jakość naszej wiary?

Nie jest to oskarżenie. Absolutnie nie dyskutujemy z myślami oskarżającymi nas. Jaka jest jakość mojej wiary w tej godzinie?

Gdzie na kolanach powinienem dziękować, że rzeczywiście wiara już funkcjonuje, nakręca moje życie, weszła mi w krew? Gdzie jeszcze mocniej – aż powinny boleć kolana – mam wołać: Przymnóż mi wiary, bo zająłem się zranieniem, kłopotem, bliskością śmierci, a nie wołaniem do Ciebie. Wysyłam poselstwo do tych tragicznych sytuacji, które mnie czekają, a nie wysyłam poselstw do Ciebie. Wołam teraz swoimi planami do tej sytuacji, która mnie czeka, teraz ją analizuję. Ciągle siedzę przy moich zranieniach, zamiast wysyłać poselstwo do Ciebie. Nie tylko wychylam nos z mojej norki, ale wychodzę cały i krzyczę, jaka to mnie tragedia spotkała, zamiast wysyłać poselstwo do Ciebie i prosić, żebyś Ty zajął się sprawą, zadziałał, wszedł w to.

Jaka jest jakość mojej wiary dziś?

Gdzie trzeba dziękować, a gdzie wołać, błagać: Przymnóż mi wiary!? Panie, przecież wszedłeś między nas i głosisz słowo, żeby tej wiary we mnie było więcej. Każdego dnia chcesz mnie uzdalniać, usposabiać łaską wiary. Każdego dnia, nie raz na jakiś czas. Codziennie posyłając swoje słowo, pragniesz jednego: aby w Ciebie uwierzyć, aby mieć chęci do życia. Każdego dnia organizujesz Eucharystię. Naprawdę nic nie robisz, Panie, jak często myślimy? Naprawdę Cię nie ma? Naprawdę się nie angażujesz? Naprawę nie ma twojego słowa? – Nawet w czasopismach drukują fragmenty Twojego słowa. Na kartce papieru można znaleźć słowo, które niesie zbawienie, budzi wiarę, uzdalnia do potyczek z życiem, do rywalizacji, do boju o wiarę.

Jak podchodzę do źródła, z którego rodzi się wiara, do Twoich słów? Wiara rodzi się ze słuchania, a tym, co się słyszy, jest słowo Chrystusa. Jak do niego podchodzę?

Święty Paweł, który wziął pełną odpowiedzialność za każdą wspólnotę powstającą podczas jego podróży apostolskich, pisze List do Tymoteusza i do wszystkich Efezjan potrzebujących, żeby ich ktoś pouczał i głosił im słowo. Pisze zarówno do tych, którzy uwierzyli, żeby dalej ich utwierdzać i przypominać o potrzebie formacji, słuchania słowa Bożego. Pisze także do tych, którzy przeżywają kłopoty w swojej wierze, bo ulegają różnego rodzaju prześladowaniom, oszczerstwom. Bo słyszą, że sprawujący władzę królowie nie wykorzystują rządów we właściwy sposób, tylko utrudniają innym życie. Pisze ten list również do potencjalnych wyznawców Chrystusa, w których chce zrodzić wiarę.

Zalecam przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy.

Paweł bardzo mocno akcentuje konieczność życia wiarą na co dzień, w okolicznościach, w których się jest. Nie zamykajcie się we wspólnocie, nie zamykajcie się w swoim pokoju, nie zamykajcie się tylko nad Pismem Świętym. Wychodźcie ze słowem do ludzi. Wchodźcie w życie w takich realiach, w jakich jesteście. Módlcie się również za królów i za wszystkich sprawujących władzę.

Obraz sprawujących władzę w tamtych czasach, to obraz ludzi dysponujących niezwykłym bogactwem, potęgą, uciskających innych i prześladujących Kościół. Paweł kreśli jeszcze inną wizję. Nie ma przypadków. Każdą władzą Bóg w jakiś sposób chce się posłużyć. Skoro wybrał w czasie prześladowań narodu izraelskiego perskiego króla Cyrusa, poganina, który miał być biczem na Izraela, to każdą władzę jest w stanie wykorzystać, żeby objawić swoją moc. Wprawdzie był moment, kiedy Cyrus sprzeniewierzył się Bogu i wtedy też dostał po uszach od Pana.

Paweł apeluje: Módlcie się, byście mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. By złagodzić prześladowania, ucisk. A jednocześnie nie zapomnijcie – mówi Paweł – że Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy. Co za sygnał posyła nam Paweł? – Żyjcie wiarą w konkretach życia. Bądźcie z nią obeznani. Trzymajcie się mocno wiary w waszych realiach.

Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie.

Skoro Bóg tak umiłował świat, że wydał Chrystusa na okup za wszystkich, to trzeba to głosić. Po to tu jesteśmy, żeby tę prawdę przyjmować i nią żyć. Jeżeli tylko przyjmujemy, żeby zdobyć jakieś pocieszenie, wsparcie dla siebie samych, szybko się to zużyje. Nie rozkręci nas. Nie da nam siły, aby iść jeszcze dalej. Mamy służyć innym, pomagać im wzrastać w wierze. Nie zamykać dla siebie. Wiara przekazywana wzmacnia się. Mamy przecież perspektywę, że Bóg pragnie wszystkich doprowadzić do zbawienia. Św. Paweł kreśli przed oczami Efezjan ich obraz: to osoby, które z nimi żyją. A kogo kreśli przed naszymi oczami?

Kogo masz, droga siostro i drogi bracie, teraz przed oczami, kiedy słyszysz, rozważasz te słowa? Kto to jest?

Kim jest osoba, wobec której masz złożyć mądre świadectwo wiary? Może nie powinieneś się odzywać inaczej niż tylko modlitwą, bo tylko tak do niej dotrzesz?

Zalecam przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władzę. Paweł nie zachęcał, żeby szli na dwór królewski, ale żeby się modlili.

Komu mam zanieść wiarę? Komu mam złożyć świadectwo wiary?

Paweł mówi: Ze względu na nie – czyli ze względu na świadectwo Chrystusa, którego Bóg dał jako okup za wszystkich – ja zostałem ustanowiony głosicielem i apostołem, mówię prawdę, to nie mój wymysł – powie Paweł – nie kłamię. Ufamy, że to nie jest nasz wymysł, kiedy rozważmy słowo Boże. To nie jest miłe spędzanie czasu, czy robienie sobie chwili wewnętrznej ulgi.

Paweł mówi: nie kłamię, nauczycielem pogan we wierze i prawdzie. Do tych pogan należy też setnik z Ewangelii.

Gdzie w moim sercu jest pogaństwo?

Gdzie jest pogaństwo w moich warunkach życia?

Na ile, nasiąknięty słowem Bożym, składam świadectwo o Bogu, który chce pomóc wszystkim ludziom, każdego doprowadzić do zbawienia?

Na ile mądrze – czyli życiowo i praktycznie – przekazuję moją wiarę?

Mówi dalej apostoł: Chcę więc, by mężczyźni modlili się na każdym miejscu, podnosząc ręce czyste, bez gniewu i sporu.

Zachęca autorytetem apostoła, żeby mężczyźni – tak jak każdy wyznawca Chrystusa – zanim klękną do modlitwy, kiedy rozpoznają, że są z kimś w sporze, gniewie, najpierw pojednali się i dopiero podnosili ręce. Żeby modlitwa rzeczywiście była zanoszona za pogan, za tych, z którymi żyjemy. Ma być zanoszona w duchu i prawdzie – prawdzie również o pojednaniu z innymi ludźmi, na tyle, na ile jest to zależne od nas.

Św. Paweł doda w swoich rozważaniach – czego nie ma w dzisiejszym fragmencie tekstu: Podobnie kobiety – skromnie przyodziane, niech się przyozdabiają ze wstydliwością i umiarem, nie przesadnie zaplatanymi włosami, nie złotem czy perłami, czy kosztownym strojem, lecz dobrymi uczynkami, co przystoi kobietom, które się przyznają do pobożności.

Zwraca się zarówno do mężczyzn, jak i kobiety. Akcentuje specyficzne cechy mężczyzn, czyli możliwość sporów, kłótni, ambicję, i typowe cechy natury niewieściej, która może ulec inwestycjom w to, co zewnętrzne: przyozdobić się na zewnątrz, a nie wewnątrz. Czyni to, żeby właściwe usposobienie charakteryzowało tych, którzy przychodzą na spotkanie z Chrystusem na modlitwie.

Zapytajmy o nasze usposobienie. Bo jeżeli nasze świadectwo bywa często nieskuteczne, to może dlatego, że jest mało życiowe, mało przemodlone.

Kolejne pytanie dotyczy jakości serca w naszych modlitwach, jakości zaangażowania serca w modlitwę i relacji z innymi, kiedy klękamy do modlitwy.

Pan w każdej sytuacji kształtuje naszą wiarę, zabiega o nią, głosi słowo i chce, abyśmy Go wzywali i na Nim się opierali. Nawet kiedy pod wpływem przemyśleń, analiz czy odpowiedzi na te pytania odnajdziemy w sobie ruinę naszej wiary kiepskiej jakościowo, ruinę naszego świadectwa czy ruinę modlitw, to mamy wołać i powtarzać jak psalmista: Pan moją mocą i tarczą, zaufało Mu moje serce. Pomógł mi, więc moje serce się cieszy i moją pieśnią Go sławię. Pomógł mi, bo mi to ponazywał po imieniu.

Usłysz głos mego błagania, gdy wołam do Ciebie i wznoszę ręce do świętego przybytku Twego. Nie gub mnie z grzesznikami i z tymi, co czynią nieprawość, którzy rozmawiają o pokoju z bliźnimi, a w duszy żywią zły zamiar.

Panie, w takich okolicznościach żyję. Często też spotykam osoby – mówi psalmista – które rozmawiają z bliźnimi o pokoju, a w duszy knują zły zamiar. Panie, ucz mnie żyć w takich warunkach.

Pan jest zbawczą mocą dla swojego ludu,  twierdzą zbawienia dla swego pomazańca.

Tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego; każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne.

Mamy rozdzielone życie wieczne. Trzeba je brać, analizować, przyjmować, spożywać i praktycznie żyć wiarą.

Z Panem! –

ks. Leszek Starczewski