"Dzielmy się Dobrym Słowem" - z I Niedzieli Wilekanocnej (8.04.2007)

Zmartwychwstały i obecny pośród nas

Dz 10,34a.37-43; Ps 118; Kol 3,14, J 20,1-9.

Dziś Kościół świętuje Zmartwychwstanie Chrystusa, to znaczy inwazję Życia, które jest potężniejsze od śmierci i zniechęcenia. Pierwsze Słowa w liturgii – w antyfonie na wejście – brzmią: Zmartwychwstałem i zawsze jestem z Tobą. Położyłeś na mnie swą rękę, przedziwna jest Twoja wiedza. Alleluja.

 

Świętujemy Zmartwychwstanie, to znaczy, z całą mocą wiary, nadziei i miłości próbujemy odkryć żyjącego pośród nas Chrystusa. Nie dla formułek, nie dla znaków, tajemniczych gestów, obrzędów, szat. To wszystko są środki, które mają nas doprowadzić do spotkania z żywą Osobą Jezusa Chrystusa! Dla Niego tu jesteśmy! On dla nas też tu przybył.

Świętujemy zwycięstwo, którego dokonał Ojciec w mocy Ducha, przez Jezusa, nad tym wszystkim, co nam odbiera chęć do życia, co sprawia, że skupiamy się tylko na sobie, że narzekamy. Obowiązuje zakaz narzekania! Dzisiaj jest święto radości, bo oto Bóg dotrzymał słowa. Oto ludzkie NIE powiedziane miłości zostało roztrzaskane, zostało zniszczone mocą życia i miłości.

Ma ten Pan Bóg z nami... Ma... Jego miłość jest nie do pokonania, ale musi sporo przejść. Musi przejść ze śmierci do życia. Od czasu, kiedy Chrystus przeszedł ze śmierci do życia, miłość już wszystko przetrzyma. Już nie ma szans na to, żeby zwyciężyła nienawiść, chociaż dzisiaj nieźle się trzyma.

Miłość, którą ma Bóg i którą objawia, jest miłością pragnącą zjednoczenia z drugą osobą. Korzystając z obrazów biblijnych, porównujemy miłość Pana Boga do starań podejmowanych przez chłopca, który chce zdobyć serce dziewczyny. Ileż biedny musi się nachodzić, fochów naprzyjmować, zanim ona zechce powiedzieć TAK... Ileż ona musi nawalczyć się sama z sobą: patrzy na mnie, nie patrzy...

Pan Bóg podejmuje podobne starania o nas. Uczy o tym Kościół. Mówi o tym Papież Benedykt XVI w orędziu skierowanym na początek Wielkiego Postu do całego Kościoła. Nawet przez moment nie zawahał się przełożyć tych starań Pana Boga o nas na relacje międzyludzkie. Cytuję: Wszechmogący czeka na «tak» swych stworzeń, niczym młody oblubieniec na «tak» swej oblubienicy. Pan Bóg czeka na TAK. Nie na siłę. Na siłę chodzą piece w niektórych kościołach. Nie na siłę, lecz na TAK wypływające z serca. Boże, dla mnie zmartwychwstałeś... Moje życie Cię interesuje – to biedne życie, to, o którym nie mówią w telewizji, którego nie omawia w swoim programie Monika Olejnik... To moje życie Cię interesuje – to, którego nie nagłaśniają w gazetach, o którym nawet sąsiadka nie wie... Moje życie Cię interesuje!

Z taką odwagą wiary chcemy spojrzeć na prawdę, którą Kościół nam przybliża, ciesząc się jak tylko może z tego, że Chrystus zmartwychwstał.

Niestety – cytujemy dalej Papieża – od samego początku ludzkość, zwiedziona kłamstwami Złego, zamknęła się na Bożą miłość, w złudnym przekonaniu o samowystarczalności, która jest niemożliwa (por. Rdz 3,1-7). Zamykając się w sobie, Adam oddalił się od tego źródła życia, którym jest sam Bóg, i stał się pierwszym z tych, «którzy całe życie przez bojaźń śmierci podlegli byli niewoli» (Hbr 2,15).

Zamknął się w sobie... Ileż razy zamykamy się w sobie?... Ileż razy mówimy: ja wiem swoje?... Dzisiaj się mówi, że ludzie nie narzekają tylko na jedną rzecz – na swój rozum. Każdy mówi, że wie swoje. Rozum ma swój, co mu tam będzie mówił wójt, biskup, ksiądz... On wie swoje...

Zamknięci z naszym „wiem swoje”, mówimy Bogu NIE. A co na to Pan Bóg? Ojciec Święty tłumaczy dalej: Bóg jednak nie dał za wygraną, co więcej, «nie»  człowieka stało się jakby decydującym bodźcem, by objawił swoją miłość z całą jej odkupieńczą siłą. Nawet to nasze NIE, te nasze fochy – nie chce mi się, co się będę przejmował, będę latał jak głupi do tego kościoła, przecież co tydzień jest to samo – Bóg wykorzystał, stały się dla Niego bodźcem, żeby jeszcze coś nowego wymyślić.

Kiedy Chrystus zgromadził apostołów w Wieczerniku, wiedział, że za chwilę Go zmasakrują, za chwilę napadną na Niego, a mówił o miłości. Już myślał, jak zostać z tymi, których kocha. I wymyślił... Mszę Świętą.

Bóg wykorzystał zatem to ludzkie NIE. Stało się ono bodźcem, inspiracją do tego, żeby zachwycić człowieka, żeby przez wiarę w Syna Bożego dać mu odpuszczenie grzechów. Mówił o tym Piotr. Ten Piotr, który się skompromitował, który zrobił drugi skandal w Kościele. To był dopiero skandal... Pierwszy papież i zaparł się Pana Jezusa...

Ten Piotr wychodzi dzisiaj do nas i mówi: Wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei, po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu. Wiecie, że został ukrzyżowany, ale Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia. Nam teraz mówi: Idźcie i głoście, że żyje!!! Pokolenie pokoleniu niech przekazuje tę wiadomość! Babcie wnuczkom, bo nieraz biedni rodzice czasu nie mają... Niech pokazują, a nie tylko mówią, że trzeba odmawiać różaniec. Niech się modlą tak, żeby dziecko zachwycić, a nie – co innego usta, a co innego serce. Wszystko po to, by pokolenie pokoleniu przekazywało prawdę, że Bóg żyje, że już Go grób nie kryje, że jest z nami w tych zwykłych sprawach. Teraz także. Jest z nami i wtedy, kiedy ma się pracę i kiedy czeka się na nią i błaga: Boże, miej miłosierdzie. I wtedy, kiedy ma się szefa, z którym można porozmawiać, napić się kawy, i wtedy, kiedy słyszymy: „Chcesz żyć spokojnie, nie wyprzedzaj szefa w rozwoju”. Jest z nami w każdych okolicznościach życia. Przebywa z nami.

W tajemnicy krzyża – mówi Ojciec Święty – objawia się w pełni niepowstrzymana potęga miłosierdzia Ojca niebieskiego.

Nie wymyślimy niczego, co mogłoby przeszkodzić Bogu w zwycięstwie miłości! My idziemy do zwycięstwa, które zapoczątkował Chrystus! Nie idziemy jak skazańcy na przegraną, chociaż nieraz trzeba krzyżem zaryć ziemię, aż człowiekowi sił brakuje. Ale On też przez to przechodził.

Aby pozyskać na nowo miłość swojego stworzenia – mówi Ojciec Święty Benedykt XVI – zgodził się zapłacić najwyższą cenę Krwi swojego Jednorodzonego Syna. Śmierć, która dla pierwszego Adama była znakiem skrajnej samotności i niemocy, przekształciła się w ten sposób w najwyższy akt miłości i wolności nowego Adama.

Bóg wyzwolił Jezusa z więzów śmierci, a to znaczy, że wyzwoli każdego, kto odpowie na Jego miłość, kto podczas Eucharystii będzie widział coś więcej niż tylko długo przemawiającego księdza. Nie wiadomo, do którego słowa Pan Bóg łaskę przyczepił. Trzeba słuchać, a nie myśleć o innych rzeczach. W tej chwili najważniejsze jest, aby odkryć w tych znakach przychodzącego do mnie Chrystusa, który pójdzie dalej ze mną, zasiądzie również do stołu, który pewnie ugina się pod ciężarem jedzenia, bo to zazwyczaj tak jest. Tam też pójdzie. Do domu!

Jest z nami przez wszystkie dni aż do skończenia świata. Jest obecny pośród nas i to życie, które mamy, jest dla Niego drogie. Zdobywa je, oczyszcza przez krzyż.

Każdy, kto w Niego wierzy, w Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów.

Co trzeba zrobić, żeby odnaleźć Chrystusa? Co trzeba zrobić, żeby znowu w 2007 roku, przy kolejnym dniu zmartwychwstania naszego życia, znaleźć Chrystusa? – Wołać o moc Jego Ducha! Duchu Święty, obudź mnie! A gdzie ja zasypiam? – Często, jak ta mumia, przed telewizorem. Pilot w ręku i cokolwiek oglądać, byle było pranie mózgu i sieczka w głowie. Jeden kanał, drugi, nic nie ma w tej telewizji... Jak mumia, pozwalam sobie zabrać radość życia przez oglądanie non stop telewizji. Nie chodzi o to, żeby nie oglądać. Telewizja robi to, co do niej należy – puszcza wszystko. To my nie potrafimy wybierać. Wszystko obejrzeć... Nie da się wszystkiego obejrzeć! Jak mumie zasypiamy przed telewizorem. Usypiamy w wierze. Jak ma do nas Bóg trafić?

Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu. Wiecie o tym, co się działo. Często po prostu tylko wiemy, tylko znamy. Słyszałem już o tym... Przyzwyczajenie nas zabija! Przychodzę, machinalnie, automatycznie coś tam skrobnę, jakiś znak krzyża uczynię... Kiedy przyzwyczajam się, kiedy nie zastanawiam się, że Bóg w każdej Eucharystii jest ciągle nowy i świeży, że przynosi dla mnie dary z ogromną miłością, żeby mi się chciało żyć, żeby mnie umocnić, kiedy nie chce mi się żyć, bo mi życie dokopało, On daje mi siłę, żebym to przetrzymał, bo Pan Bóg jest realistą. A to znaczy, że nie jest optymistą – gdy przyjdziemy do Niego, nie powie, że wszystko dobrze, alleluja i do przodu. Nie. To znaczy także, że nie jest pesymistą – nie powie, że już z nas nic nie będzie. Nie. Jest realistą. To znaczy, że tam, gdzie trzeba powiedzieć, że jest dobrze, zrobi to. Tam, gdzie trzeba upomnieć, powiedzieć coś mocniej – biedny jest ten, komu nie ma kto uwagi zwrócić –powie mocniej. Nie chce ani zdołować, ani w pawie piórka uposażyć.

Pan Bóg jest realistą. Zna życie. Poznał je w swoim Synu. Wie, co jest nam potrzebne i dlatego z Nim trzeba trzymać. Jego trzeba szukać – powie św. Paweł.

Jeśliście razem z Chrystusem – przez wiarę – powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze. Otwierajcie oczy. Patrzcie na Chrystusa, który przybywa. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Trzeba się wysilić, dążyć, szukać.

O Tobie mówi moje serce – powie psalmista – szukam Twojego oblicza, Boże. Szukam Cię. Mam Cię szukać w tych wydarzeniach. Czasem przemawiasz do mnie przez wstrząs, aż mi dech zapiera. Nie wiem, co Ci odpowiedzieć, Boże... A czasem powiesz tak, że aż wszystko wewnątrz staje się miodem...

Bóg jest realistą. Nie jest Kimś, kto się uśmiecha i wszystko jest dobrze. Wie, kiedy trzeba się uśmiechnąć, i wie, kiedy trzeba podjąć zadumę. To jest nasz Bóg. Takiego Boga głosi Piotr. Takiego Boga wyznajemy.

Świętujemy dziś zwycięstwo Boga, który w swoim Synu Jezusie Chrystusie żyje mocą Ducha Świętego w nas. Nie przychodzimy do kościoła na stypę, nie przychodzimy, aby spotkać trupa! Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał, jak powiedział.

Zmartwychwstały i obecny pośród nas Chrystus chce, abyśmy cieszyli się życiem, które nam wywalczył. Jak się cieszyć takim życiem, takim mężem, żoną?... Taka żona, taki mąż, innego nie szukaj. Takie są dzieci. Owszem, mogłyby być lepsze, ale są takie i trzeba je takie kochać. Mądrze kochać. Dać klapsa i przytulić. Mądrze kochać...

Chrystus chce, żebyśmy my też kochali nasze życie, bo warto jest żyć, skoro On zmartwychwstał. Dla Niego warto żyć!

Ojciec Święty Benedykt XVI mówiąc podczas Wigilii Paschalnej o tym, że Chrystus zmartwychwstał i zawsze jest z nami, powiedział: „Zmartwychwstałem i teraz zawsze jestem z tobą” znaczy tyle, że Chrystus zwraca się do każdego z następującym przesłaniem: - Podtrzymuje cię moja dłoń. Gdziekolwiek byś nie upadł, upadniesz w moje ręce. Jestem nawet u bram śmierci, gdzie nikt cię nie może odprowadzić i gdzie nie możesz zabrać niczego. Tam Ja czekam na ciebie i przemieniam ciemność w światło.

Gdziekolwiek byś upadł, upadniesz w moje ręce...

Benedykt XVI wzywa nas do tego, żebyśmy pozwolili Panu znowu pociągnąć się do Niego w dzień Zmartwychwstania, to znaczy, żebyśmy podjęli trud wiary i spojrzeli na księdza sprawującego Mszę Świętą jako na sługę, który też dotyka tajemnic Boga, który też przed Nim klęka i żebyśmy spojrzeli na Chleb nie jak na wypiek z mąki i wody, ale jak na Obecność prawdziwego Chrystusa, umęczonego i zmartwychwstałego. Żebyśmy słuchając tych słów, brali je do siebie i mówili: dla mnie zmartwychwstał, dla tych moich kłopotów. Żebyśmy chcieli iść z Nim dalej w życie, kiedy do nas mówi, puka, jak do mumii, do tego, który zamknął się w rutynie.

Jesteśmy zatem dzisiaj wezwani do tego, aby posłuchać siebie nawzajem. Posłuchać żony, choć nieraz dużo mówi. Posłuchać jej, posłuchać dzieci. Nie krzyczeć, nie mówić byle czego. Posłuchać, co ma do powiedzenia dziecko. Posłuchać babci, która nieraz może mówi jeszcze więcej niż żona . Ale posłuchać. Być człowiekiem dla innych.

Po to Chrystus umarł, zmartwychwstał, abyśmy czynili nasze życie coraz bardziej ludzkim – po Bożemu. Abyśmy mogli odkryć, że Ten, który Zmartwychwstał i żyje pośród nas, wyprowadzi nas z każdej sytuacji. Nawet jeśli, droga siostro i drogi bracie, przeżywasz w tych dniach jakiś dramat związany z rodziną, pracą, z synem, córką, Chrystus do ciebie też przychodzi. Wie, że ma do ciebie przyjść delikatnie, że nie może naciskać, bo już cię boli, ale do ciebie też przychodzi i z tą nadzieją mówi: Przejdziemy przez to.

Odwagi! Jam zwyciężył świat! – mówi Chrystus pociągający nas ku Sobie. Tym zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara.

Na koniec wypowiedź Ojca Świętego Benedykta XVI: Jezus powiedział: «Gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie» (J 12,32). Pan gorąco pragnie, abyśmy w odpowiedzi przede wszystkim przyjęli Jego miłość i pozwolili, by nas przyciągnął. Nie wystarcza jednak przyjąć Jego miłość. Trzeba tę miłość odwzajemnić, a następnie starać się przekazywać ją innym. Chrystus przyciąga mnie do siebie, aby się ze mną zjednoczyć, abym nauczył się kochać braci taką samą miłością, jaką On kocha.

Droga siostro i drogi bracie, pozwól Panu Bogu, aby cię kochał mądrą i wychowującą miłością. Przyjmij tę miłość i przekazuj ją drobnymi gestami. Nie wielkimi akcjami. Może mąż postarałby się o różę dla żony... Może trzeba jej powiedzieć: Kocham cię... Potrzeba drobnych gestów. Może dziecko ma być jeszcze bardziej wrażliwe na to, żeby być posłuszne mamie. Zapytajmy czy komuś nie trzeba pomóc, zamiast siąść przed szklanym wariatem i niech gada za nas...

Drobnymi gestami wyrażajmy miłość, która nasączyła nasze życie nadzieją, że śmierć została pokonana, że jest bramą, przez którą przejdziemy.

Panie Jezu, dziękujemy Ci za dar Twojego Życia, za dar Zmartwychwstania, pustego grobu. Prosimy, abyśmy nie w wielkich słowach, ale w prostych, zwyczajnych gestach, wyrażali radość z życia, które nam dałeś, które ukochałeś i które choć piękne, tak kruche jest.

W Panu pozdrawiam –

ks. Leszek Starczewski